Od autorki: Wiecie co? Jest mi trochę przykro, bo informuje około 20 osób + 10 obserwuje mojego bloga, a komentuje jedynie 12. Byłabym wdzięczna, jeśli każdy z was skomentowałby ten rozdział, naprawdę. To nie boli, a daje dużego kopa.
Wciąż możecie zapisywać się w zakładce 'Informowani'.
P.S. szukam nowego szablonu, robi ktoś z was może?
***
-Styles, mówię do ciebie!- głos
Tomlinsona jęczał nad moich uchem już od kilku minut, a w zasadzie od momentu,
gdy wsiadłem do auta pod domem Zayna.- Kurwa, nie ignoruj mnie, jak do ciebie
mówię!
-Lou, ja… ja powinnam już iść.- cichy,
ale piskliwy głos rozległ się po hallu naszego apartamentu.
-Nie. Usiądź w salonie, proszę. Muszę
wytłumaczyć z nim kilka spraw, daj nam chwilę.- odpowiedział błagalnie.
Nienawidziłem go w tamtej chwili.- Styles, do kurwy nędzy!- warknął, biegnąc za
mną po schodach. Jeśli myślał, że ulegnę, mylił się i to baaardzo.
Zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem i co z
tego? Zasłużył, dupek pieprzony. Pierwsze puknięcie, drugie i uderzenie
pięścią. Wzdrygnąłem się. Pomimo że byłem na niego kurewsko wściekły,
przestraszyłem się, ale tylko na chwilę. Louis nie był tak agresywny, a szczególnie
w stosunku do mnie. Byliśmy przyjaciółmi i, okay, zdarzają się te gorsze dni,
ale do chuja pana, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Właśnie! Przyjaciółmi, a
przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic i mówią sobie o wszystkim…
Najwidoczniej Lou nie liczył się z moimi uczuciami.
-Kurwa, Styles, otwórz te zajebane
drzwi! Bo obiecuję, że je wywarzę!- groźby Tomlinsona były wręcz komiczne. On
naprawdę myślał, że się tym przejmę.- Nie rób scen, Harry! Nie przy Hannah!
Hannah, srannah. Szczerze? Pieprzyło
mnie to, że ona tu jest. Ona nie powinna tutaj być tak naprawdę. To nie jest
jej dom tylko nasz, do chuja pana. Nawet nie wiem, co ona tutaj robiła. Wciąż
nie wiem, czemu przyjechała z Lou; czemu Tommo wybiegł z marketu… Chociaż
mogłem się domyśleć. Dziewczyna nic się nie zmieniła. Długie, blond włosy,
kończące się na połowie kręgosłupa, niebieskie oczy, przemiły uśmiech i
delikatne rysy twarzy. Cała Hannah Walker. Była
dziewczyna Louisa. Tak, była! W takim razie, co do kurwy nędzy, ona tutaj
robiła? Ale wracając do domysłów… oprócz tych zniewalających cech typowej
dziewczyny miała podbite prawe oko i zaschniętą krew pod nosem. Ha! W końcu
panna idealna stała się nieidealna. I wyda się to być chamskie z mojej strony,
ale cieszyłem się. I miałem cichą nadzieję, że Lou da sobie spokój. Że jeśli
wrócimy do domu, on powie, że chce ze mną spędzić czas, porozmawiać… ona sobie
wyjdzie. Ale byłem w ogromnym błędzie. Zamiast tego, on trzymał ją blisko
siebie i był w nią wpatrzony! Bardziej niż we mnie! W swojego najlepszego
przyjaciela!
Nie żebym był próżny albo egoistyczny,
ale… nienawidziłem się dzielić Lou. Znałem go doskonale i wiedziałem, że
potrafi obdarzyć ludzi takim samym uczuciem jak mnie, a ja naprawdę chciałem
się czuć wyjątkowy. Chciałem poczuć, że Louisowi na mnie zależy i chciałem, by
to mnie nazywał swoim misiem, Hazzą,
Curlym czy kochaniem. Ale czasem
miałem wrażenie, że odnosi się tak do wszystkich i myślałem, że jestem dla
niego zwyczajnym kolegą, a to bolało mnie jeszcze bardziej.
-Dobra, Styles. Siedź sobie obrażony na
cały świat. Gówno mnie to obchodzi, że jesteś pijany, a raczej najebany w
cztery dupy. Pieprzona gwiazda. Gdybyś chciał, mógłbym ci to wszystko
wytłumaczyć, ale nie, ty wolisz oczywiście mieć na wszystko wyjebane. Proszę
bardzo, ale chcę ci tylko powiedzieć, że Hannah dzisiaj śpi u nas, a raczej w
naszej sypialni.- syknął. Co? Czekaj, co?! Czy ja się przesłyszałem?! Proszę,
powiedzcie, że tak.
-Słucham?!- wrzasnąłem, otwierając
drzwi. Przełamałem się, ale tego było za wiele!
-To, co słyszałeś, Styles.- warknął,
obracając się na pięcie.
-Powtórz to! Ja się chyba przesłyszałem,
prawda?!
-Nie.- jego głos ściszył się i nie był
już aż tak srogi.- Hannah śpi w naszej sypialni, przepraszam, Harry.- mruknął,
schodząc po schodach. Stałem z otwartą buzią, wpatrzony w jego plecy. Po chwili
potrząsnąłem energicznie głową i zatrzasnąłem ponownie drzwi. Tym razem
rozejrzałem się po pokoju i wybiegłem z niego. Nie wiem, co się przed chwilą
stało, jak na mnie, na osobę pijaną, było to zdecydowanie za dużo.
-Harry?- o moje uszy obił się głos
Tommo. Siedział w salonie i rozmawiał z Hannah.- Gdzie się wybierasz? Jest
środek nocy.
-Nie interesuj się, dupku.- warknąłem.-
Siedźcie sobie, gołąbeczki. Nie będę wam przeszkadzał.- syknąłem, niemalże
wybiegając z mieszkania.
Kiedy tylko przekroczyłem próg domu,
poczułem rześkie, ale jakże zimne powietrze. Dopiero wtedy zorientowałem się,
że nie mam na sobie płaszcza tylko sweter Louisa. Przekląłem się pod nosem, ale
nie zamierzałem tam wrócić, nie chciałem słyszeć jego głosu ani go widzieć.
Dobra, Styles… uciekłeś z domu, jesteś w
swetrze i adidasach, świetnie, tylko co dalej? Myśl, człowieku. Nie pojadę
przecież do żadnego z chłopaków, Lou by się domyślił, a tego nie chcę. Niech
trochę pomyśli i się pomartwi… jeśli w ogóle to będzie obchodziło, że mnie nie
ma. Bo przecież po dzisiejszej akcji mogę się spodziewać już wszystkiego.
Zbiegłem szybko ze schodków, pocierając
dłońmi o siebie. Byłem na zewnątrz jakąs minutę, a czułem, jak już zamarzam.
Podbiegłem do postoju taksówek, który
był oddalony kilkaset metrów od mojego domu. Zdążyłem dobiec do ostatniej
taksówki, która tam stała, a już się w niej znajdowałem.
-D-d-dobry wieczór.- wyjąkałem.- N-na
High Holborn, proszę.- zaciągnąłem rękawy swetra, próbując je w jakikolwiek
sposób rozgrzać. Zerknąłem na przednie lusterko, gdzie zobaczyłem starszego
mężczyznę z okularami na nosie. Typowy, jak na Londyn, taksówkarz.
Louis’ POV
Ta sytuacja była co najmniej komiczna.
Tak, mówimy tutaj o Harrym. I nie, nie przestanę o nim mówić. Od samego wejścia
do mojego samochodu zachowywał się niedojrzale. Mówię teraz, jak stary dziad,
ale cholera! Co go ugryzło?! Racja, powinienem mu powiedzieć, że wtedy
wybiegłem z marketu, bo musiałem załatwić jedną sprawę i, że Hannah jest ze
mną, ale do jasnej cholery, to nie tylko moja wina. Ok, przyznaję, powinienem
też mu powiedzieć, kiedy wrócę albo odebrać telefon, ale nie mogłem! I to nie
jest powód do tego, by najebać się w cztery dupy, a później robić awanturę.
Skoro jesteśmy przyjaciółmi, powinien przyjąć do wiadomości, że nie tylko wokół
niego będę skakał, bo tak mu się chce. Potrzebuję trochę wolności.
-Louis… posłuchaj, ja nie chcę, żebyś ty
i Harry… żebyście przeze mnie…- nie mogłem jej słuchać. Po tym, jak Hazz
wybiegł z mieszkania (nie wspominam już o tym, że był w samym swetrze!), miałem
dość Hannah. Może nie jako osoby, ale jej głosu… och, cholera. Harry przelał na
mnie swoją złą energię, pieprzony dupek.
-Hannah, błagam cię.- syknąłem,
zaciskając powieki.- Chociaż ty mnie nie denerwuj. Idź… idź się połóż, zaraz do
ciebie dołączę.- mruknąłem.
-Loueh.- szepnęła, spuszczając wzrok.-
Przepraszam. Za wszystko.- nie widziałem jej twarzy, ale wiedziałem, że
zacisnęła właśnie usta w cienką linię. Dziewczyna podniosła się z kanapy i
ruszyła na górę po schodach.
Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie, nie
wiedziałem, gdzie jest Harry. To było gorsze od widoku krwawiącej Hannah. Och,
tak. Jeszcze to.
Kurwa, Styles, nie wierzę, że to
zrobiłeś. Jeśli wrócisz cało, skądkolwiek, powieszę cię za jaja i utnę kutasa.
Dobrze wiesz, że martwię się o ciebie jak cholera.
Harry’s POV
Po kilkunastu minutach byłem na jednej z
ulic Londynu. Latarnie oświetlały drogę, na której właśnie się znajdowałem. Uregulowałem
rachunek z kierowcą i drżąc z zimna, wyszedłem.
Pomimo zabijającego mnie zimna, ustałem
naprzeciw warzywniaka i rozejrzałem się po okolicy. Stare, jak do tej pory,
kamienice miały w końcu swój urok o którym mówił Nick. Nigdy nie lubiłem tutaj
przyjeżdżać. Stara, czerwona cegła wyglądała przygnębiająco wśród reszty domów
w Londynie. Byłem tutaj może z pięć razy, między innymi, bo nienawidziłem tego
smutnego miejsca. Gdybym tylko mógł, oddzieliłbym tą dzielnicę i na pewno nie
należałaby do Londynu.
Westchnąłem cicho, myśląc, czy Nick śpi.
Było kilka minut przed północą, wiedziałem, że Grimshaw nie zasypia wcześniej
niż dwunasta, ale kto go tam wie.
Chwilę później znajdowałem się na drugim
piętrze starej kamienicy, w której mieszkał mój przyjaciel. Niepewnie zapukałem
do drzwi, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Nie myliłem się, po kilku
sekundach w progu stał wysoki brunet z brązowymi oczami.
-Harry?- wymruczał zaspany. Och,
Grimshaw, serio? Akurat dzisiaj musiałeś usnać tak wcześnie?
-Cz-cześć.- wyjąkałem, trzęsąc się z
zimna.
-Harry!- krzyknął zachrypnięty,
odzyskując rezon.- Boże, Hazz! Co ty tutaj robisz?! W środku nocy, zamarznięty
i w samym swetrze?! Cholera jasna, Styles. Właź do środka!- chłopak nie czekał
na jakąkolwiek reakcje, pociągnął mnie za rękaw rozciągniętego ubrania,
prowadząc do salonu, który znajdował się po prawej stronie od wejścia
głównego.- Czy ty oszalałeś?!- Nick popchnął mnie na fotel, który najpierw przysunął pod kominek. Nie odezwałem się, tylko
pozwoliłem sobie ogrzać moje dłonie przy cieple. Od razu poczułem ulgę.- Zdejmuj
ten sweter! Zaraz dam ci coś grubszego. –mruknął, wchodząc do sypialni. Kiedy
tylko wrócił, rzucił we mnie grubą, polarową bluzą i puchatymi skarpetkami.
Patrzyłam się na te ubrania, jakbym widział je pierwszy raz w życiu. –Styles!
Zdejmuj sweter!
-Nie.- wyszeptałem, chowając dłonie za
plecy.
-Nie marudź, Harold. Jesteś cały
przemoczony. Gdy pada śnieg, powinieneś mieć kurtkę! Zdejmuj to, bo zrobię to
sam.- syknął, znikając za ścianą kuchni.
-Nie zdejmę go.- powtórzyłem.- Za bardzo
go lubię.- w tamtej chwili czułem się jak bezbronne dziecko. Jakby ta cała
odwaga i alkohol nagle ze mnie uszły i… poczułem brak bezpieczeństwa, jakim był
Lou…
-Harry.- mruknął z pomieszczenia obok.-
Nie zabieram ci go na zawsze, tylko na noc, by wyschnął.
-Ale nie chce, Nick!
-Dlaczego?!
-Bo jest dla mnie ważny.
-On jest Louisa, prawda?- jego głowa
wyłoniła się zza futryny. Wzruszyłem jedynie ramionami, bawiąc się wystającymi
nitkami. Grimshaw wrócił po kilku minutach z kubkiem w ręku. Podał mi go,
zaciskając swoje dłonie na moich.- Gorąca czekolada. Powinna cię rozgrzać.-
mruknął, kucając przy mnie.- Piłeś…- mężczyzna oblizał usta po czym zmarszczył czoło.
Wzruszyłem tylko ramionami.- Dobrze. Załóż na sweter bluzę i koniecznie ciepłe
skarpetki.- wstał i zaczął patrzeć na mnie z góry.- No już. Nie będę stał nad
tobą całą noc. Położysz się ze mną.- wskazał kciukiem wejście od sypialni.
Skinąłem delikatnie głową, zakładając parę skarpetek na nogi. Powoli czułem,
jak moje ciało staje się cieplejsze, na co zareagowałem ulgą. Kiedy tylko
nałożyłem na siebie podane ciuchy, Nick usiadł na drugim fotelu, który
przysunął obok. Nie odzywał się przez pewien czas. Nie pytał o nic, ale tego
właśnie potrzebowałem.
-Możemy iść spać?- spojrzałem na
chłopaka, który ziewał. Pokiwał głową, łapiąc mnie za nadgarstek.
Kiedy tylko poczułem, że już
wystarczająco się rozgrzałem, zdjąłem wszystko z siebie i położyłem na krześle.
Szybko wsunąłem się w pościel pod którą leżał już Nick. Przysunąłem się do
niego, by poczuć trochę ciepła. Wtuliłem się w niego, czując jak jego ramię
obejmuje mnie w pasie.
-Harry!- jakiś głos w głowie mówił mi,
że to nie sen.- Harry!- ktoś mnie woła.- Harry do jasnej cholery!- o mój Boże.
Ten ktoś zaraz straci kutasa za to, że skoczył na mnie.
-Kurwa mać!- warknąłem.
-Och, dobrze, że już nie śpisz.
Przyjaźnimy się już ponad pięć lat, a dopiero teraz się zorientowałem, że
jesteś śpiochem.- mruknął.
-Widocznie na tę wiadomość nie
zasługujesz.- syknąłem zaspanym głosem.
-Wstawaj, Louis przyjechał.- westchnął.
I wtedy wszystko prysło. W jednej chwili odzyskałem świadomość, co robię w
mieszkaniu Nicka.
-To powiedz, że może już wyjść, nie mam
zamiaru z nim rozmawiać.- mruknąłem, przyciskając twarz do poduszki.
-Harry… nie wiem, co się wydarzyło
pomiędzy wami, ale sądzę, że każdy zasługuje na drugą szansę. –westchnął.-
Jeśli nie będziesz chciał wrócić do domu, zgoda… po prostu z nim porozmawiaj.
–chłopak potrzasnął mnie za ramię.
-Dobra. -warknąłem, poczym szybko
zwlokłem się z łóżka.
Louis siedział na fotelu i nerwowo bawił
się palcami. Był sam, bez Hannah i powinno mnie to cieszyć, ale nawet nie
miałem ochoty go widzieć, więc w tym momencie nie robiło mi to różnicy.
-Harry.- zaczął, widząc mnie w samych
bokserkach.
-Lou.- burknąłem, siadając na fotelu.
Jeśli nie napiję się jak najszybciej kawy, obiecuję, że usnę prędzej, niż on
zacznie gadać.
-Możemy pogadać?- zaczął niepewnie.
-Och, po to tutaj jestem. –mruknąłem
-No tak… ale… Hazz, chciałbym pogadać z
tobą na osobności. Nie mam na myśli tego, że Nick jest z nami, ale wolałbym się
przejść albo pójść do kawiarni. Proszę.- albo mi się zdawało, albo jego głos
był skruszony. Posłałem mu znudzone spojrzenie i ruszyłem po swoje ubrania,
które leżały w sypialni Nicka.
Zapach cynamonu, kawy i czekolady dotarł
do moich nozdrzy, gdy tylko przekroczyłem próg naszej ulubionej kawiarni „Symphony”. Nazwa nie jest przypadkowa.
Pomimo że lokal nie był dużym pomieszczeniem, to zmieścił nie tylko brązowe,
drewniane stoły i krzesełka, ale także czarny, błyszczący fortepian, na którym
Louis uwielbiał grać wole piosenki. Chłopak był zaprzyjaźniony z szefem tej
kawiarni, więc nie było problemu, by Louis przychodził tu, by pograć na tym
instrumencie.
Zająłem miejsce przy oknie, czekając aż
Loueh przyniesie nasze napoje. Zdziwiło mnie to, że pomimo wypicia tak dużej
ilości alkoholu, nie czułem kaca. Och, dzięki, Boże.
Kiedy Tommo stał przy ladzie, zamawiając
kawy, ja zastanawiałem się, czemu chciał się spotkać. Dobra, mogłem obstawiać,
że chce pogadać o naszej hm… kłótni? Cokolwiek to było, pewnie dlatego. A tak w
ogóle, gdzie się podziała Hannah? Nie mówcie, że Loueh ją zostawił, samą…
cokolwiek się stało.
-Jestem.- brunet uśmiechnął się,
podstawiając mi pod nos kubek z gorącą czekoladą. Tę, którą kurewsko uwielbiam.
I, niech zgadnę, sobie wziął Espresso z piankami i polewą czekoladową.
Wymieszałem łyżeczka napój, kładąc ją następnie obok. Wyjrzałem przez witrynę,
widząc spadające śnieżynki z nieba.- Harry?- z wpatrywania w biały Londyn,
wyrwał mnie Lou.
-Hm?
-Chciałem porozmawiać.- westchnął cicho.
-Domyślam się.- przeczesałem włosy
dłonią, upijając łyk napoju.
-No tak.- zachichotał.- Powiedz mi,
czemu wczoraj wybiegłeś z domu? I to na dodatek w samym swetrze.- jego głos był
załamany. I czułem nawet pewną satysfakcję, że w końcu poczuł, jak to jest się
o kogoś martwić.
-Nie chciałem wam przeszkadzać.-
wzruszyłem ramionami, bawiąc się swetrem, który miałem na sobie. Dokładnie ten
sam, którym właśnie mówił.
-Harry, czy ty jesteś głupi?
-Nie, czemu?
-Przeszkadzać? O czym ty mówisz?
-Jak to o czym? Skoro Hannah zajęła nasz pokój, to musi być coś poważnego.-
prychnąłem.
-Hazz… wiem, że to mogło tak wyglądać,
ale to nie jest tak.- chłopak pokręcił głową, wyjadając piankę z kubka.
-Więc jak?
-To długa historia…
-Spokojnie, mam czas.
-Niech ci będzie.- mruknął. –Pamiętasz,
gdy ci mówiłem, jak Hannah zdradziła mnie z tym swoim przyjacielem?
-Naturalnie.
- Właśnie… Po tym ‘spotkaniu’ dałem jej
wybór; albo ja, albo on. Wybrała jego.- chłopak na samo wspomnienie westchnął
ciężko.
-I co? To chyba logiczne, że nie
powinieneś się nad nią…
-Nie przerywaj mi, Styles! –warknął, na
co ja się wzdrygnąłem.- Dałem jej spokój, uznałem, że skoro go wybrała, nie
będę stał jej na drodze, ale nie mówiłem, że opuszczam ją już na zawsze; Wcale
jej się nie dziwiłem, że wybrała Michalea. Tak w zasadzie to nie mieliśmy dla
siebie czasu; ja byłem w trasie, rzadko się widywaliśmy. –chłopak przerwał na
chwilę, by upić kawę, po czym wrócił do monologu. –Nie miałem pojęcia, co się u
niej dzieje przez tamten tydzień i w zasadzie, nie bardzo mnie to obchodziło.
Dopiero wczoraj, dostałem od niej SMS, żebym jej pomógł, wtedy nie zareagowałem,
bo nawet nie wiedziałem, o co jej chodzi.- chłopak oblizał usta, po czym
zamoczył je w napoju. –Wiesz, odpisałem jej, a później napisała, że jest gdzieś
na obrzeżach miasta, nie wie gdzie, cała pobita. Dlatego wybiegłem.
-No dobrze.- westchnąłem, upijając łyk
czekolady. –Ale co się stało?
-Michael.- mruknął.- Pobił ją. Pieprzony
dupek. Policja na szczęście go złapała bez żadnych problemów, ale ją pobił.
Dziewczynę, Hazz! –westchnął ciężko.
-Ale czemu nie mogła wrócić do domu?
-Bo rodzice ją wyrzucili. Gdy się
dowiedzieli, że nie jesteśmy już ze sobą i to z jej winy, bo wybrała
przyjaciela… oni wiedzieli, że to nie jest odpowiedni typek, ale ona się nie
słuchała.
-Och… to przykre. –w tamtej chwili
czułem się winny. A to mi nowość.
-Tak. Ona nie miała gdzie się podziać,
ale możesz wrócić do domu, Curly. Hannah zamieszkała u swojej siostry w
Londynie. Jest tam bezpieczna…
-To przeze mnie? Bo jeśli…
-Nie, Curly. To nie przez ciebie.-
chłopak energicznie pokręcił głową.- To znaczy… uh, wiem, że to nie fair
wyrzucać cię z własnego pokoju, który dzielimy razem, ale zrozum, to była
sytuacja bez wyjścia.
-W porządku.- westchnąłem cicho.
-Nie, Hazz. Nie jest w porządku. Mogłem
cię ostrzec w jakikolwiek sposób. Mogłem też odpisać, odebrać telefon, ale
uwierz, że-
-Louis, rozumiem. Nie musisz się
tłumaczyć.- mruknąłem, bawiąc się jego palcami, które leżały na blacie stołu.
-Nie chce mieć przed tobą żadnych
tajemnic. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-Tak, oczywiście.
-To jak?
-Hm?
-Wrócisz ze mną? Tęskniłem. Możesz mi
nie wierzyć, ale nikt mi ciebie nie zastąpi w naszym małżeńskim łożu.- ostatnie
zdanie wyszeptał, ale usłyszałem wszystko dokładnie i, o nie! Na moich
policzkach pojawiły się rumieńce, Tomlinson, co ty ze mną robisz?!- Nawet Hannah,
wiesz?- uśmiechnął się, a ja spuściłem głowę. Nie chciałem, by zauważył
zaczerwienione policzki, ale nie wyszło.- Harry? O mój Boże. Harry Styles się
zarumienił!- zachichotał.- I to przeze mnie! Hej, lubię te kolorki na twojej
buzi.- chłopak uniósł moją głowę za podbródek i musnął moje czoło. Och,
uwielbiałem te momenty, gdy okazywał mi
czułość. Nikomu innemu tylko mi. –To jak? Wrócisz?
-Pewnie.- wzruszyłem ramionami. Chłopak
uśmiechnął się szeroko, po czym dopił kawę.- Mam jeszcze pytanie…
-Tak?
-Skąd wiedziałeś, że jestem u Nicka?
-Znam cię ponad dwa lata, kochanie. Nikt
tak dobrze cię nie zna jak ja.- uśmiechnął się szeroko.- Idziemy?
-Tak.- skinąłem głową, podnosząc się z
miejsca. Wyrzuciliśmy papierowe kubki do pojemnika i ruszyliśmy w stronę mieszkania
Nicka.
-Skopię ci tyłek za to, że jesteś w
samym swetrze.- mruknął, widząc jak próbuję ogrzać się w jakikolwiek sposób.-
Na razie musisz nacieszyć się tym.- westchnął, obejmując mnie w pasie. Tyle
wystarczyło, by moje serce przestało bić, a moje ciało rozlało niesamowite
ciepło i szczęście.
Po tym, gdy poinformowaliśmy Nicka, że
wracam do domu, od razu ruszyliśmy na dół do auta Lou.
Było przed trzynastą i na dodatek
sobota, więc ulice Londynu nie obyły się bez korków, czego Tommo nienawidził. A
gdy tylko on się denerwował, ja razem z nim. Od początku naszej znajomości
działaliśmy na siebie właśnie w taki sposób; Louis był zły, ja też; Louis był
wesoły, ja też; Louis płakał, ja też. Poznaliśmy się chyba już całkowicie, ale
z każdym dniem LouLou zaskakuje mnie ponownie. Nie wiem czy to był przypadek,
czy przeznaczenie, ale jeśli to było zaplanowane… dziękuję temu komuś, co
zechciał nas ze sobą poznać.
Wiecie, wiele razy myślałem, co by się
stało, gdyby jeden z nas nie zdecydował się na przesłuchanie, Katy Perry
powiedziałaby nie albo Liam by się
poddał i nie odważyłby się na drugą szansę. Tak naprawdę to sobie tego nie
wyobrażałem. Nie potrafiłem. Czy bylibyśmy, bez jednego z nas, zespołem? Albo
jak potoczyłaby się nasza kariera? Ale jedno wiedziałem na prawno; nie
poznałbym tak wspaniałych przyjaciół, jakich mam.