-Odwiozę chłopaków i przyjadę z
powrotem.- poinformował nas Paul, kiedy wychodziłem wraz z Louisem z auta.
-Jasne. Będziemy czekać.- uśmiechnął się
mój przyjaciel. Zamknęliśmy drzwi, wcześniej żegnając się z resztą.
Wzięliśmy spod sklepu wózek i weszliśmy
do środka pomieszczenia. Louis przyzwyczajony do naszej ‘tradycji’, wszedł do
koszyka, uśmiechając się delikatnie. Zawsze, gdy robiliśmy zakupy, woziłem
chłopaka w środku wózka. Nie obchodziło nas to, że każdy mierzył nas wzrokiem. Dobrze
się bawiliśmy, a o to w tym wszystkim chodziło.
-Czego potrzebujemy, Tommo?- zacząłem,
będąc przy lodówce z nabiałem.
-Wszystkiego, Curly. Zaczynając od
mleka, kończąc na whisky.
-Whisky?
-Tak. Taki alkohol…
-Wiem, co to jest, ale na co ci on?
-Dobrze jest czasem zatopić smutki w
butelce wódki. Nie znasz tego?
-Tommo.- jęknąłem.- Nie potrzebujesz
tego świństwa, masz mnie.- mruknąłem mało wyraźnie.
-Wiem, że mam ciebie. I bardzo ci
dziękuję, ale weźmy chociaż butelkę…- westchnął cicho.
-Dobrze. Jeden Ardbeg* i nic więcej.-
mruknąłem, wstawiając do koszyka zgrzewkę mleka.
-Tak jest, mamo.- pokręcił głową, wyjmując
ze spodni telefon.
Zaczęliśmy przemieszczać się pomiędzy
półkami w znalezieniu kolejnych produktów. W zasadzie żaden nas nie wiedział, czego potrzebujemy. Louis
brał, na co miał aktualnie ochotę, a ja to, co chciałem, by znalazło się w
lodówce. Nie byliśmy w tej sprawie zgodni. Ja miałem zamiar kupić zgrzewkę
napojów energetycznych, ale Tommo nie pozwalał, bo sądził, że się truję.
Natomiast, gdy Loueh chciał wziąć ze sobą wszystkie rodzaje batonów, ja się nie
zgadzałem. Wychodziło zawsze na to, że każdy bierze to na swoją
odpowiedzialność, płacąc za siebie. Tak było i tym razem.
-Cuuuurly! Proszę!- jęknął mi do ucha,
gdy tylko schyliłem się, by wyjąć z koszyka kolejną paczkę żelków.
-Nie, Lou! Dobrze wiesz, że nie zjesz aż
pięciu paczek!
-Ale Harry…
-Żadnego ale, Tomlinson.- odłożyłem opakowanie misiów na półkę.
-Świetnie. Więc pożegnaj się ze swoimi
rodzynkami w czekoladzie!- warknął, rzucając na podłogę opakowanie moich
ulubionych przysmaków.
-Tomlinson! Zachowujesz się, jak
dziecko!- sięgnąłem po paczkę z ziemi i zacisnąłem ją w ręku.
-A ty jesteś upierdliwy!
-A ty to nie?!
-Stary grzyb.- mruknął pod nosem.
-Nie zapominaj, że to ty jesteś starszy.
- I dobrze.- syknął.- W takim razie…-
jego monolog przerwały wibracje telefonu. Chłopak zmarszczył czoło, wpatrując
się w ekran swojego aparatu.
-Kto to?- mruknąłem, wjeżdżając wózkiem
na dział z alkoholami.
-Uhm… nikt ważny.- chłopak, zaczął
wygrzebywać się z koszyka, odkładając delikatnie produkty na bok.
-Czemu wyszedłeś?- zapytałem,
przyglądając się mu. Lou nie odpowiedział, tylko wciąż wgapiał się w telefon.-
Louis? Stało się coś?- zmarszczyłem czoło, widząc zdziwienie na jego twarzy.-
Cholera, Lou! Mówię do ciebie!- podniosłem głos, nie mogąc znieść ignorancji z
jego strony
-Co?! Nic, Harry. Wszystko w porządku.-
mruknął, chowając telefon do spodni.
-Na pewno?
-Tak, Curly.- westchnął.- To jak?
Ardbeg?- zapytał, wskazując na butelkę whisky. Skinąłem głową, a chłopak
wsadził do środka opakowanie.
Louis starał się nie okazywać tego, że
coś go gryzie, ale kiepsko mu to wychodziło. Był czymś zamyślonym. Próbowałem
wyczytać coś z jego twarzy, mimiki, ale to mi nie pomagało. To musiało być coś
poważnego, bo ciągle odpowiadał krótkimi odpowiedziami typu tak, nie, nie wiem, jak uważasz.
Martwiłem się, bo nigdy tak się nie zachowywał, pomijając pierwsze dni po
zerwaniu z Hannah… cokolwiek to znaczyło, martwiłem się o niego.
-Chyba wszystko mamy. Możemy już iść do
kasy.- uśmiechnąłem się, pchając pełny kosz. Louis nie zdążył odpowiedzieć, bo
przerwał nam telefon. Chłopak ponownie zaczął się wpatrywać w ekran. Jego oczy
rozszerzyły się momentalnie.
-Kurwa!- syknął.- Curly, muszę iść.-
wyjął z tylnej kieszeni portfel i wyjął z niego kilka banknotów.- Zapłać za
moje…
-Nie chcę twoich pieniędzy, co się
stało?- pokręciłem głową.
-Przepraszam, Harreh.- jęknął, biegnąc w
stronę wyjścia. Patrzyłem na zanikającą sylwetkę, stojąc z otwartą buzią.
Szczerze, nie miałem pojęcia, co się przed chwilę stało. Dopiero, gdy poczułem
wibracje w kieszeni oprzytomniałem. Wyjąłem aparat i przyłożyłem go do ucha.
-Halo?
-Harry,
jestem pod sklepem. Za ile wyjdziesz?- głos Paula zabrzmiał po drugiej stronie.
-Zaraz… już idę do kasy.- mruknąłem,
pchając wózek w stronę wyjścia. Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko się
rozłączył.
Wyszedłem na zewnątrz, rozglądając się
po parkingu. Szukałem znajomego, czarnego vana. Kiedy tylko go zauważyłem,
podszedłem do niego leniwym krokiem.
-Gdzie Louis?- zaczął Paul.
-Uhm… nie wiem.- mruknąłem, pakując
reklamówki do bagażnika.
-Jak to nie wiesz?- mężczyzna zmarszczył brwi, pomagając pakowanie.
-No nie wiem. Wybiegł nagle z
supermarketu.- wzruszyłem ramionami, nie mając ochoty ciągnąć tego dłużej.
-Czekaj, stop! Chcesz powiedzieć, że
Louis jest teraz sam, niewiadomo
gdzie?!
-No… na to wygląda.- mruknąłem.
-Czy on oszalał?!- Higgins zaczął
wymachiwać dłońmi we wszystkie strony.
-Daj spokój, Paul.
-Jak mam być spokojny?! Ja, Preston,
Colin, Spencer i Matthew jesteśmy za was odpowiedzialni, Harry! Nie możecie
sobie wychodzić tak po prostu! I na dodatek nic nam nie mówiąc!
-Paul, uspokój się. Po pierwsze; sam nie
wiem, gdzie jest. Nic mi nie powiedział, najwidoczniej coś się stało; po
drugie; on jest dorosły. Siedzi w tym gównie ponad dwa lata, więc wie, co może
się stać.- westchnąłem, zamykając bagażnik.- Zresztą traktujecie nas jak
więźniów, wiesz? Nic bez was nie możemy zrobić.
-Harry, nie czas na marudzenie. Nieważne…
Nic teraz nie zrobimy, nie mam zamiaru szukać go po całym Londynie. Ale przekaż
mu, że jeśli Simon będzie chciał o tym porozmawiać, tłumaczycie się za mnie.-
mruknął, wsiadając do auta. Wywróciłem oczami i usiadłem na miejscu pasażera.
Pomimo godziny czternastej, ulice
Londynu były puste. Moje myśli krążyły wokół Louisa, ale zauważyłem braki aut
na autostradzie.
Byłem na niego wkurwiony. Nie dlatego,
że zostawił mnie na środku sklepu z zakupami. Byłem wkurwiony, że postąpił tak
lekkomyślnie. Po przemyśleniu słów Paula, doszedłem do wniosku, że miał rację.
Jesteśmy boy bandem, który jest rozpoznawalny niemalże wszędzie, nie
wspominając już o Londynie… Tommo często postępował jak szczeniak. Był
nieodpowiedzialny jednym słowem. Wiele razy pakował całą piątkę w kłopoty, a
później musieliśmy tłumaczyć się przed zarządem. I w większości było to
oddalanie się bez ochrony, a zdaniem Richarda, narażanie życia na śmierć. To było śmieszne, bo mam stuprocentową
pewność, że nasi fani nigdy bym nam krzywdy nie zrobili. Oni po prostu chcą się
z nami spotkać, spytać, co u nas słychać. Modest nie zdaje sobie sprawy, jak
poprawia nam humor, gdy ktoś zapyta się o to, jak się czujemy, a nie podpisać
się na piersi. Och, tak. Zdarzały się i takie propozycje.
-Jesteśmy Harry.- z rozmyśleń wyrwał
mnie Paul.- Pomóc ci z zakupami?
-Och, nie, nie. Poradzę sobie.-
mruknąłem, wychodząc z auta na podjazd. Wyjąłem z bagażnika reklamówki i
pożegnałem się z ochroniarzem. Z nadzieją, że Louis może jest już w domu,
wszedłem do środka. Pomimo zakluczonych drzwi, moja nadzieja nie umarła, jednak
gdy tylko przeszedłem przez próg, przywitała mnie cisza. Westchnąłem cicho, zanosząc
do kuchni zakupy, następnie zdjąłem z siebie płacz i trampki, wróciłem do
hallu, kładąc odzież na swoim miejscu. Znowu ruszyłem do kuchni, gdzie
wypakowałem produkty.
Po piętnastu minutach zakończyłem swoją
pracę, więc miałem całe po południe i wieczór dla siebie. Wiedząc, że będę
ciągle myślał o Louisie, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Zayna.
-Cześć, Malik. Co dzisiaj robisz?-
zapytałem od razu, gdy odebrał.
-Cześć,
Hazz… nic takiego. Aktualnie jestem z Perrie, a czemu pytasz?
-Och, pozdrów ją. Bo jeśli miałbyś
chwilę wieczorem, wpadłbym do ciebie, hm?
-Pewnie.
Przyjedź o osiemnastej, zgoda?
-Jasne, będę na
pewno. Do zobaczenia.- uśmiechnąłem się, rozłączając nasze połączenie.
Wyciągnąłem czarną pufę z kąta i
ustawiłem ją naprzeciw kominka. Zdążyłem na niej usiąść, a poczułem zimno moich
dłoni. Przekląłem w duchu i zacząłem rozpalać w kominku. Wziąłem kilka kawałków
drewna i wrzuciłem za szklane drzwiczki, następnie podpaliłem kartkę papieru i
ułożyłem ją pomiędzy klocki drzewa. Ostatecznie usiadłem na pufie, patrząc, jak
płomień zabiera kolejne drewno.
Rozciągnąłem rękawy swetra, tak, że
zakrywały mi nawet dłonie. Przysunąłem je do nosa i zaciągnąłem się zapachem
ciucha. To było dziwne i w innym wypadku bym tego nie zrobił, ale był to
ulubione ubranie Louisa i, tak, ono należało do niego, co za tym idzie,
pachniał nim.
Wyciągnąłem z kiszeni iPhone’a i
odblokowałem go, wpisując hasło. Następnie wystukałem krótką wiadomość do Lou.
Do:
Boo Bear <3
01.12.12r.
g. 14:32
Wszystko
w porządku?
Nerwowo zacząłem przekładać z dłoni w
dłoń telefon.
14:40 cisza
14: 47 zero odzewu
15:00 nadal nic
Do:
Boo Bear <3
01.12.12r.
g. 15:03
Na
pewno wszystko ok? Proszę, odezwij się.
Minęło dopiero pół godziny, ale ja
miałem wrażenie, że minęła wieczność. To było okrutne. Zostawił mnie bez żadnej
wiadomości. A jeśli dzieje mu się krzywda? Jeśli ma kłopoty? Albo ktoś go
wciągnął w uliczkę i zamordował?! Nie, Styles. Ogarnij się.
15:15 zero
15:40 żadnej wiadomości, ale
zgłodniałem.
Do:
Boo Bear <3
01.12.12r.
15:44
Tomlinson,
do chuja pana, odezwij się, bo kurwicy dostanę.
Pochłonąłem ostatni kawałek kanapki z
szynką i serem, następnie ponownie spojrzałem na ekran. Zero. Wykręciłem, więc
numer do Tommo i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci…
nie odbiera.
-Kurwa, Tomlinson!- syknąłem, rzucając
telefon na kanapę. Naprawdę miałem już dość.
Wstałem z kanapy i ruszyłem na górę.
Musiałem odreagować. Otworzyłem jedne z drzwi na pierwszym piętrze, które
prowadziły do, tak zwanego, pokoju gier. Mieliśmy tam z Louisem, między innymi,
bilard, jednorękiego bandytę, mini stół do pokera i tę maszynę z gruchą, z
której miałem skorzystać. Włączyłem ją, czekając na załączenie się. Jęknąłem w
duchu, bo zapomniałem, że zostawiłem telefon na dole, jednak zignorowałem to,
wiedząc, że Louis pewnie i tak się nie odezwie. Próbowałem o nim nie myśleć,
ale to naprawdę było cholernie trudne.
Po kilkunastu minutach opuściłem
pomieszczenie. Miałem zamiar się czymś zająć, ale nawet nie było czym.
Sprzątałem kiepsko, głodny nie byłem, na kąpiel też nie miałem ochoty. Jak na
złość nic mi nie szło. Dlatego wróciłem na dół z myślą, że Lou może jednak
odpisał. Niestety, kiedy tylko spojrzałem na ekran, rozczarowałem się.
-Obiecuję, że gdy wrócisz, skopię ci
tyłek.- syknąłem pod nosem, kładąc się na kanapie. Spojrzałem na duży zegar,
który stał przy telewizorze. 16:07 Miałem półtorej godziny, ale nie miałem
pomysłu, co mogłem robić przez ten czas. Wybrałem ponownie numer do Louisa i
zadzwoniłem, jednak Louis dupek Tomlinson
nie odbierał. Przycisnąłem, więc głowę do poduszki i przymknąłem oczy.
Wibracje telefonu dawały się we znaki.
To nie był pierwszy raz, więc sądziłem, że to coś ważnego. Przetarłem oczy i…
zaraz, zaraz. Czy ja spałem? Serio, Styles? Kiedy to się stało? Przecież
położyłem jedynie głowę na poduszce, cholera! Mniejsza o to… chwyciłem telefon
ze szklanego stolika i odebrałem połączenie.
-Halo?- mruknąłem zaspanym głosem.
-Styles,
w końcu.- syknął głos pod drugiej stronie. Zayn.- Gdzie jesteś? Jest już po osiemnastej.
-Kurwa.- mruknąłem, wstając z miejsca.
Wygładziłem koszulę jednym ruchem dłoni.- Wybacz, usnąłem i… kurwa, zaraz będę,
obiecuję. Daj mi dwadzieścia minut.- westchnąłem.
-Uch,
dobra. Po prostu dzwonię do ciebie pierdyliarny raz, a ty nie odbierasz.
-Przepraszam, Zayn… naprawdę. Ale
obiecuję, będę.- pokręciłem głową, potrząsając energicznie głową. Chciałem, by
moje loki szybko się ułożyły, a to był jedyny sposób.
-Dobra.
Do zobaczenia.- mruknął, rozłączając się.
Pokręciłem głową, wsuwając aparat do
kieszeni moich jeansów. Rozejrzałem się po mieszkaniu i dopiero dotarło do
mnie, czemu jestem tu sam. Louisa wciąż nie było, co wkurwiało mnie jeszcze
bardziej. Przekląłem go w duchu i wziąłem ze sobą najpotrzebniejszy rzeczy;
portfel, dokumenty i opakowanie gum miętowych. Chwyciłem z wieszaka klucze, a
na ciało założyłem płaszcz, czapkę i trampki, po czym wyszedłem na zewnątrz.
Ustałem w progu, przyglądając się białym
płatkom śniegu, które wciąż spadały z nieba. Najwidoczniej śnieżynki nie
przestały prószyć od momentu wyjścia z radia Nicka. Można było też to
wywnioskować po kilkucentymetrowej warstwie śniegu na ziemi. Jeśli tak dalej
będzie szło, to jutro z Louisem będziemy musieli odśnieżać podjazd. Jeśli tylko
wróci…
Wsiadłem do mojego, czarnego Land
Rovera, które stał przy garażu i wyjechałem na autostradę.
Dom, a raczej willa, Zayna znajdowała
się kilka ulic od mojej i Lou posiadłości. W zasadzie mógłbym iść na piechotę,
ale prędzej moje buty zamieniłyby się w basen.
Bez większych przeszkód dotarłem pod dom
przyjaciela. Zajęło mi to niecałe dziesięć minut. Dałem znak Winstonowi, żeby
otworzył bramę, stróż od razu wykonał polecenie, a ja zostawiłem auto na
podjeździe. Opatuliłem się szczelniej płaszczem i wyszedłem na zewnątrz, od
razu kierując się do środka mieszkania.
-Wreszcie.- chłopak pokręcił głową,
stojąc w kapciach w progu mieszkania. Posłałem mu wrogie spojrzenie i wszedłem
głębiej domu. Zdjąłem zbędne ubrania i otarłem o siebie dłonie.- Napijesz się
czegoś?
-A co proponujesz?
-Coś mocniejszego. Na dworze wieje,
jakby był środek zimy.- westchnął, podążając za mną. Usiadłem na czarnej
kanapie, która była przykryta beżowym nakryciem.
Pomimo że mulat miał willę z jasnego
kamienia, środek wyglądał jak w drewnianej chatce. Drewniana podłoga, drewniane
meble, kominek… to mieszkanie nabierało charakteru szczególnie w zimę, sceneria
jak z bajki. Nie dziwię się, że Zayn nie lubił z niego wychodzić.
Spojrzałem na kominek, w którym mieniły
się iskierki ognia. Cholera. Zapomniałem, że i ja paliłem w swoim… miejmy
nadzieję, że dom się nie spali.
-Whisky, wino, wódka, piwo?- chłopak
zaczął wymieniać, zerkając na pół za ladą jak w barze.
-Wódka.- mruknąłem, siadając po turecku.
Malik podszedł wraz z dwoma kieliszkami i pełną butelką czystej.
-Nie codziennie Harry Styles pije
wódkę.- westchnął, siadając obok. Następnie otworzył butelkę, nalewając do
naczyń alkohol.- Słucham, co się stało?
-Co? A czemu miałoby się coś stać?-
prychnąłem, patrząc na niego.
-Harry, Harry… sądzisz, że po ponad
dwóch latach znajomości, wciąż cię nie znam?- zaśmiał się gardłowo, biorąc
pomiędzy palce kieliszek.
-A może po prostu chcę się napić z
przyjacielem?- zmrużyłem oczy, stukając się z nim szklanym naczyniem, następnie
wlałem zawartość do buzi, czując jak ta pieprzona ciecz wypala mi gardło.
Jednak nie dałem się poznać. Pełen gracji wypuściłem głośno powietrze,
stawiając opróżniony kieliszek na stoliku.
-Och, jasne.- wywrócił oczami.- W takim
razie, gdzie jest Louis?
-Skąd mam wiedzieć?- wzruszyłem
ramionami. Chciałem być obojętny, ale nie potrafiłem, nie- jeśli chodzi o
Tomlinsona.
-Mhm. Pokłóciliście się?
-Nie! Po prostu nie wiem, gdzie jest.
-Dobrze… więc co się stało, że nie
wiesz, gdzie jest?- chłopak nalał do kieliszków wódkę, ponownie stukając się
naczyniami. Połknąłem ciecz, powoli przyzwyczajając się do palącego posmaku.
-Nic, Zayn.- mruknąłem. Przyjechałem tu,
by zapomnieć, ale jak mam to zrobić, gdy mulat mnie o wszystko wypytuje.
-Czyli się pokłóciliście.- chłopak nie
dawał za wygraną.
-Nie! Jezu, Zayn. Byliśmy w TESCO, po
czasie wybiegł, nie wiem gdzie, ale do tej pory nie odbiera telefonów, nie
odpisuje, nie mam pojęcia, gdzie jest. Daj spokój, okay?
-Och… dobrze. Nie chcesz pomocy, więc
nie naciskam…
-W jaki sposób miałbyś mi niby pomóc?
Wiesz, gdzie jest Tommo?
-Nie, ale może chciałbyś pogadać.
-Gdybym chciał gadać, poszedłbym do
Liama, ale chciałem się napić, więc…
-Czyli co? Sądzisz, że jestem złym
rozmówcą?
-Nie, Zayn… doceniam, że się martwisz,
ale Liam… on jest w tym najlepszy i…
-A ja mam najlepszy alkohol?
-A to cię pocieszy?
-Uhm… w pewnym stopniu, tak.
-Więc tak, masz najlepszy alkohol.-
zaśmiałem się, przystawiając do buzi kolejną kolejkę.
Razem z Malikiem opróżniliśmy butelkę do
końca, a przy tym rozmawialiśmy o wszystkim. Zaczynając od tego, jak się
czujemy po trasie, kończąc na planach świątecznych.
Naprawdę chciałem spędzić je razem z
moimi przyjaciółmi, a następnie wylecieć do Holmes Chapel, gdzie mieszkała moja
rodzina. Co roku wigilię organizowaliśmy w piątkę, ponieważ były to także
urodziny Louisa, więc był to dla niego, jak i dla nas, szczególny dzień.
Mieliśmy w zwyczaju, że jeśli któryś z nas obchodzi swoje urodziny, on był tego
dnia wyjątkowy i mógł prosić o wszystko. To może dziwne, ale staraliśmy się, by
uczcić te dni jakoś specjalnie. Ponieważ Lou miał i urodziny, i wigilię tego
samego dnia… mógł się czuć podwójnie wyjątkowo, bo dostawał więcej prezentów,
możecie mi nie wierzyć, ale tak jest.
-Nie chcę cię wyganiać, Styles, ale jest
już po dziesiątej, a ty się najebałeś w cztery dupy.- mruknął niewyraźnie, jak
dla mnie, Zayn.
-Przestań!- w tej samej chwili
czknąłem.- Nie jestem najebany.- westchnąłem cicho.- owszem, miałem trochę w
czubie, ale nie aż tak, by nie kontaktować ze światem.- Masz rację.- czknąłem
ponownie.- Cholera. Tak, powinienem już iść.- westchnąłem.- Zamówię taksówkę, a
jutro podjadę po auto, zgoda?
-Tak, nie ma sprawy.- wzruszył ramionami
i odstawił drugą butelkę, która była do pół wypita. Wstałem, złapałem równowagę
i ruszyłem do hallu, wyjmując po drodze telefon.- Uh… masz może numer…
-Niestety nie.
-Jak to?
-Po prostu. Nie korzystam z taksówek.
Czekaj, zadzwonię do Louisa, może wrócił.- westchnął, wyjmując aparat.-
Usiądź.- mruknął, wskazując schody. Skinąłem głową, siadając na drewnianych
stopniach i zacząłem ubierać na nogi trampki.
-Louis? Och, cieszę, że cię słyszę.-
uśmiechnął się do mnie.- Słuchaj, jesteś w domu?- zapytał, idąc do kuchni.-
Och, nie jestem pijany, Tommo. Jesteś w domu, pytam ponownie? Och, świetnie!
Mógłbyś podjechać do mnie?- chłopak wyszedł z pomieszczenia, stając naprzeciw
mnie. Patrzyłem na jego twarz, a w zasadzie na oczy. Były taaaaakie
czekoladowe!- Proszę, przyjedź… Nie wiem czym jesteś zajęty, ale Harry jest od
tego czegoś ważniejszy, prawda?- mruknął i wydął dolną wargę.- Dobrze. Hazz czeka.
Cześć.- pożegnał się, po czym schował telefon do kieszeni.- Będzie za kilka
minut.- uśmiechnął się, patrząc na moje nogi.- Och, widzę, że już założyłeś
buty. Świetnie.- zaśmiał się cicho.
Drzwi frontowe otworzyły się, na co Zayn
szybko wstał. Oparłem głowę o barierkę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
-Cześć, Tommo.- mulat przybił z nim
piątkę, zapraszając go głębiej.
-Cześć, Hazz.- Tomlinson uśmiechnął się
do mnie szeroko, na co ja wywróciłem oczami.- Możemy je-
Nawet nie musiał dokańczać. Pożegnałem
się z przyjacielem i wyszedłem ze środka, zapinając się szczelniej. Cholera,
było zimno jak nie wiem!
-Harry? Poczekaj.- westchnął, łapiąc
mnie za ramię.- Jesteś zły?- wyszeptał, wyrównując kroki. Nie odpowiedziałem.
Na dworze było ciemno jak w dupie, co
utrudniało mi znalezienie obiektu na kółkach, jednak zauważyłem go przy furtce.
I pomimo że miałem w czubie, będąc coraz bliżej celu, miałem wrażenie, że w
aucie jest jeszcze ktoś. Kiedy tylko otworzyłem tylne drzwi, światełko w
samochodzie zapaliło się, a ja spojrzałem na osobę, która siedziała z przodu.
-Cześć, Hazz.- głos przywitał się
chłodno.
-Co do chuja?- zdążyłem tylko wyszeptać,
gdy tylko zobaczyłem twarz postaci.
***
*Ardbeg- rodzaj whisky.
*Ardbeg- rodzaj whisky.
Nie mam nic do dodania, więc proszę o opinie :).
Świetny rozdział :) myslę że Lou wyjaśni Harremu ten incydent w sklepie i będzie ok... musiałas zakończyc w takim momencie? Teraz bd soe ciągle zastanawiala kto tomóglby byc... kurde czekam na nexta xx :)pozdrawiaaam @DominikaBalewsk
OdpowiedzUsuńHah ciekawie sie zapowiada, dajesz jak najszybciej nast. rozdzial.. Czekam! :D czyzby to byla dziewczyna Louisa byla w samochodzie..
OdpowiedzUsuńNo żeby w takim momencie przerwać tera będę się przez całe dnie (do następnego rozdziału) zastanawiać kto to była ta osoba;C Mam pewne przypuszczenie kto to mógłby być ale wole poczekać :d
OdpowiedzUsuńRozdział świetny naprawdę świetnie piszesz normalnie w przyszłości powinnaś być pisarką:D/@Ola__Biel
ASDFGHJKL ZAJEBISTY ROZDZIAŁ ... TYLKO W ZŁYM MOMENCIE PRZYCIĘTY ;)))
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! to jest kurwa świetne !!!!!!!!!!!!!!! kiedy next bo nie mogę się doczekać !!??
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny! :)
OdpowiedzUsuńJak zakonczylas w takim momencie to muszisz pisac szybko! :)
xxx
our-summer-1d.blogspot.com
Świetny ,czekam na następny kochana <3 @Horanowska
OdpowiedzUsuńAhehfjakdhwb ! -____- Kto to siedzial??? W tym aucie? Nooo czekam z NIECIERPLIWOSCIA na next rozdział . xxx
OdpowiedzUsuńwnfguiwbgiuwbgg cudowny rozdział! *.* i teraz domysły, kto tam siedział o.O ale mam wrażenie, że to była Hannah , nie wiem czemu, jakoś tak ;3
OdpowiedzUsuńi can't wait for nn ! <3
kocham Cę <3
// @ShipperMonte
no wiesz co?! w takim momencie? ugh
OdpowiedzUsuńjak zawsze świetnie :>
AAAAAAAAAAAAAA W TAKIM MOMENCIE???? JAK MOGŁAŚ???? ok ale i tak cię kocham :) czekam na następny :) xx
OdpowiedzUsuńOmfg, umrę z ciekawości przez Ciebie, ale i tak Cię kocham za to opowiadanie. (Podświadomość mówi mi że to Hannah, a pociąg do homo!Tommo, że to jakiś jego kochanek, czy coś takiego, pft.) xxx
OdpowiedzUsuń@xgigglyprincess