wtorek, 6 sierpnia 2013

Chapter seventh

Od autorki: Wiecie co? Jest mi trochę przykro, bo informuje około 20 osób + 10 obserwuje mojego bloga, a komentuje jedynie 12. Byłabym wdzięczna, jeśli każdy z was skomentowałby ten rozdział, naprawdę. To nie boli, a daje dużego kopa. 
Wciąż możecie zapisywać się w zakładce 'Informowani'. 
P.S. szukam nowego szablonu, robi ktoś z was może?

***
-Styles, mówię do ciebie!- głos Tomlinsona jęczał nad moich uchem już od kilku minut, a w zasadzie od momentu, gdy wsiadłem do auta pod domem Zayna.- Kurwa, nie ignoruj mnie, jak do ciebie mówię!
-Lou, ja… ja powinnam już iść.- cichy, ale piskliwy głos rozległ się po hallu naszego apartamentu.
-Nie. Usiądź w salonie, proszę. Muszę wytłumaczyć z nim kilka spraw, daj nam chwilę.- odpowiedział błagalnie. Nienawidziłem go w tamtej chwili.- Styles, do kurwy nędzy!- warknął, biegnąc za mną po schodach. Jeśli myślał, że ulegnę, mylił się i to baaardzo.

Zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem i co z tego? Zasłużył, dupek pieprzony. Pierwsze puknięcie, drugie i uderzenie pięścią. Wzdrygnąłem się. Pomimo że byłem na niego kurewsko wściekły, przestraszyłem się, ale tylko na chwilę. Louis nie był tak agresywny, a szczególnie w stosunku do mnie. Byliśmy przyjaciółmi i, okay, zdarzają się te gorsze dni, ale do chuja pana, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Właśnie! Przyjaciółmi, a przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic i mówią sobie o wszystkim… Najwidoczniej Lou nie liczył się z moimi uczuciami.

-Kurwa, Styles, otwórz te zajebane drzwi! Bo obiecuję, że je wywarzę!- groźby Tomlinsona były wręcz komiczne. On naprawdę myślał, że się tym przejmę.- Nie rób scen, Harry! Nie przy Hannah!

Hannah, srannah. Szczerze? Pieprzyło mnie to, że ona tu jest. Ona nie powinna tutaj być tak naprawdę. To nie jest jej dom tylko nasz, do chuja pana. Nawet nie wiem, co ona tutaj robiła. Wciąż nie wiem, czemu przyjechała z Lou; czemu Tommo wybiegł z marketu… Chociaż mogłem się domyśleć. Dziewczyna nic się nie zmieniła. Długie, blond włosy, kończące się na połowie kręgosłupa, niebieskie oczy, przemiły uśmiech i delikatne rysy twarzy. Cała Hannah Walker. Była dziewczyna Louisa. Tak, była! W takim razie, co do kurwy nędzy, ona tutaj robiła? Ale wracając do domysłów… oprócz tych zniewalających cech typowej dziewczyny miała podbite prawe oko i zaschniętą krew pod nosem. Ha! W końcu panna idealna stała się nieidealna. I wyda się to być chamskie z mojej strony, ale cieszyłem się. I miałem cichą nadzieję, że Lou da sobie spokój. Że jeśli wrócimy do domu, on powie, że chce ze mną spędzić czas, porozmawiać… ona sobie wyjdzie. Ale byłem w ogromnym błędzie. Zamiast tego, on trzymał ją blisko siebie i był w nią wpatrzony! Bardziej niż we mnie! W swojego najlepszego przyjaciela!
Nie żebym był próżny albo egoistyczny, ale… nienawidziłem się dzielić Lou. Znałem go doskonale i wiedziałem, że potrafi obdarzyć ludzi takim samym uczuciem jak mnie, a ja naprawdę chciałem się czuć wyjątkowy. Chciałem poczuć, że Louisowi na mnie zależy i chciałem, by to mnie nazywał swoim misiem, Hazzą, Curlym czy kochaniem. Ale czasem miałem wrażenie, że odnosi się tak do wszystkich i myślałem, że jestem dla niego zwyczajnym kolegą, a to bolało mnie jeszcze bardziej.

-Dobra, Styles. Siedź sobie obrażony na cały świat. Gówno mnie to obchodzi, że jesteś pijany, a raczej najebany w cztery dupy. Pieprzona gwiazda. Gdybyś chciał, mógłbym ci to wszystko wytłumaczyć, ale nie, ty wolisz oczywiście mieć na wszystko wyjebane. Proszę bardzo, ale chcę ci tylko powiedzieć, że Hannah dzisiaj śpi u nas, a raczej w naszej sypialni.- syknął. Co? Czekaj, co?! Czy ja się przesłyszałem?! Proszę, powiedzcie, że tak.
-Słucham?!- wrzasnąłem, otwierając drzwi. Przełamałem się, ale tego było za wiele!
-To, co słyszałeś, Styles.- warknął, obracając się na pięcie.
-Powtórz to! Ja się chyba przesłyszałem, prawda?!
-Nie.- jego głos ściszył się i nie był już aż tak srogi.- Hannah śpi w naszej sypialni, przepraszam, Harry.- mruknął, schodząc po schodach. Stałem z otwartą buzią, wpatrzony w jego plecy. Po chwili potrząsnąłem energicznie głową i zatrzasnąłem ponownie drzwi. Tym razem rozejrzałem się po pokoju i wybiegłem z niego. Nie wiem, co się przed chwilą stało, jak na mnie, na osobę pijaną, było to zdecydowanie za dużo.
-Harry?- o moje uszy obił się głos Tommo. Siedział w salonie i rozmawiał z Hannah.- Gdzie się wybierasz? Jest środek nocy.
-Nie interesuj się, dupku.- warknąłem.- Siedźcie sobie, gołąbeczki. Nie będę wam przeszkadzał.- syknąłem, niemalże wybiegając z mieszkania.

Kiedy tylko przekroczyłem próg domu, poczułem rześkie, ale jakże zimne powietrze. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nie mam na sobie płaszcza tylko sweter Louisa. Przekląłem się pod nosem, ale nie zamierzałem tam wrócić, nie chciałem słyszeć jego głosu ani go widzieć.
Dobra, Styles… uciekłeś z domu, jesteś w swetrze i adidasach, świetnie, tylko co dalej? Myśl, człowieku. Nie pojadę przecież do żadnego z chłopaków, Lou by się domyślił, a tego nie chcę. Niech trochę pomyśli i się pomartwi… jeśli w ogóle to będzie obchodziło, że mnie nie ma. Bo przecież po dzisiejszej akcji mogę się spodziewać już wszystkiego.
Zbiegłem szybko ze schodków, pocierając dłońmi o siebie. Byłem na zewnątrz jakąs minutę, a czułem, jak już zamarzam.
Podbiegłem do postoju taksówek, który był oddalony kilkaset metrów od mojego domu. Zdążyłem dobiec do ostatniej taksówki, która tam stała, a już się w niej znajdowałem.
-D-d-dobry wieczór.- wyjąkałem.- N-na High Holborn, proszę.- zaciągnąłem rękawy swetra, próbując je w jakikolwiek sposób rozgrzać. Zerknąłem na przednie lusterko, gdzie zobaczyłem starszego mężczyznę z okularami na nosie. Typowy, jak na Londyn, taksówkarz.

Louis’ POV

Ta sytuacja była co najmniej komiczna. Tak, mówimy tutaj o Harrym. I nie, nie przestanę o nim mówić. Od samego wejścia do mojego samochodu zachowywał się niedojrzale. Mówię teraz, jak stary dziad, ale cholera! Co go ugryzło?! Racja, powinienem mu powiedzieć, że wtedy wybiegłem z marketu, bo musiałem załatwić jedną sprawę i, że Hannah jest ze mną, ale do jasnej cholery, to nie tylko moja wina. Ok, przyznaję, powinienem też mu powiedzieć, kiedy wrócę albo odebrać telefon, ale nie mogłem! I to nie jest powód do tego, by najebać się w cztery dupy, a później robić awanturę. Skoro jesteśmy przyjaciółmi, powinien przyjąć do wiadomości, że nie tylko wokół niego będę skakał, bo tak mu się chce. Potrzebuję trochę wolności.

-Louis… posłuchaj, ja nie chcę, żebyś ty i Harry… żebyście przeze mnie…- nie mogłem jej słuchać. Po tym, jak Hazz wybiegł z mieszkania (nie wspominam już o tym, że był w samym swetrze!), miałem dość Hannah. Może nie jako osoby, ale jej głosu… och, cholera. Harry przelał na mnie swoją złą energię, pieprzony dupek.
-Hannah, błagam cię.- syknąłem, zaciskając powieki.- Chociaż ty mnie nie denerwuj. Idź… idź się połóż, zaraz do ciebie dołączę.- mruknąłem.
-Loueh.- szepnęła, spuszczając wzrok.- Przepraszam. Za wszystko.- nie widziałem jej twarzy, ale wiedziałem, że zacisnęła właśnie usta w cienką linię. Dziewczyna podniosła się z kanapy i ruszyła na górę po schodach.

Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie, nie wiedziałem, gdzie jest Harry. To było gorsze od widoku krwawiącej Hannah. Och, tak. Jeszcze to.
Kurwa, Styles, nie wierzę, że to zrobiłeś. Jeśli wrócisz cało, skądkolwiek, powieszę cię za jaja i utnę kutasa. Dobrze wiesz, że martwię się o ciebie jak cholera.

Harry’s POV

Po kilkunastu minutach byłem na jednej z ulic Londynu. Latarnie oświetlały drogę, na której właśnie się znajdowałem. Uregulowałem rachunek z kierowcą i drżąc z zimna, wyszedłem.
Pomimo zabijającego mnie zimna, ustałem naprzeciw warzywniaka i rozejrzałem się po okolicy. Stare, jak do tej pory, kamienice miały w końcu swój urok o którym mówił Nick. Nigdy nie lubiłem tutaj przyjeżdżać. Stara, czerwona cegła wyglądała przygnębiająco wśród reszty domów w Londynie. Byłem tutaj może z pięć razy, między innymi, bo nienawidziłem tego smutnego miejsca. Gdybym tylko mógł, oddzieliłbym tą dzielnicę i na pewno nie należałaby do Londynu.
Westchnąłem cicho, myśląc, czy Nick śpi. Było kilka minut przed północą, wiedziałem, że Grimshaw nie zasypia wcześniej niż dwunasta, ale kto go tam wie.

Chwilę później znajdowałem się na drugim piętrze starej kamienicy, w której mieszkał mój przyjaciel. Niepewnie zapukałem do drzwi, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Nie myliłem się, po kilku sekundach w progu stał wysoki brunet z brązowymi oczami.
-Harry?- wymruczał zaspany. Och, Grimshaw, serio? Akurat dzisiaj musiałeś usnać tak wcześnie?
-Cz-cześć.- wyjąkałem, trzęsąc się z zimna.
-Harry!- krzyknął zachrypnięty, odzyskując rezon.- Boże, Hazz! Co ty tutaj robisz?! W środku nocy, zamarznięty i w samym swetrze?! Cholera jasna, Styles. Właź do środka!- chłopak nie czekał na jakąkolwiek reakcje, pociągnął mnie za rękaw rozciągniętego ubrania, prowadząc do salonu, który znajdował się po prawej stronie od wejścia głównego.- Czy ty oszalałeś?!- Nick popchnął mnie na fotel, który najpierw przysunął  pod kominek. Nie odezwałem się, tylko pozwoliłem sobie ogrzać moje dłonie przy cieple. Od razu poczułem ulgę.- Zdejmuj ten sweter! Zaraz dam ci coś grubszego. –mruknął, wchodząc do sypialni. Kiedy tylko wrócił, rzucił we mnie grubą, polarową bluzą i puchatymi skarpetkami. Patrzyłam się na te ubrania, jakbym widział je pierwszy raz w życiu. –Styles! Zdejmuj sweter!
-Nie.- wyszeptałem, chowając dłonie za plecy.
-Nie marudź, Harold. Jesteś cały przemoczony. Gdy pada śnieg, powinieneś mieć kurtkę! Zdejmuj to, bo zrobię to sam.- syknął, znikając za ścianą kuchni.
-Nie zdejmę go.- powtórzyłem.- Za bardzo go lubię.- w tamtej chwili czułem się jak bezbronne dziecko. Jakby ta cała odwaga i alkohol nagle ze mnie uszły i… poczułem brak bezpieczeństwa, jakim był Lou…
-Harry.- mruknął z pomieszczenia obok.- Nie zabieram ci go na zawsze, tylko na noc, by wyschnął.
-Ale nie chce, Nick!
-Dlaczego?!
-Bo jest dla mnie ważny.
-On jest Louisa, prawda?- jego głowa wyłoniła się zza futryny. Wzruszyłem jedynie ramionami, bawiąc się wystającymi nitkami. Grimshaw wrócił po kilku minutach z kubkiem w ręku. Podał mi go, zaciskając swoje dłonie na moich.- Gorąca czekolada. Powinna cię rozgrzać.- mruknął, kucając przy mnie.- Piłeś…- mężczyzna oblizał usta po czym zmarszczył czoło. Wzruszyłem tylko ramionami.- Dobrze. Załóż na sweter bluzę i koniecznie ciepłe skarpetki.- wstał i zaczął patrzeć na mnie z góry.- No już. Nie będę stał nad tobą całą noc. Położysz się ze mną.- wskazał kciukiem wejście od sypialni. Skinąłem delikatnie głową, zakładając parę skarpetek na nogi. Powoli czułem, jak moje ciało staje się cieplejsze, na co zareagowałem ulgą. Kiedy tylko nałożyłem na siebie podane ciuchy, Nick usiadł na drugim fotelu, który przysunął obok. Nie odzywał się przez pewien czas. Nie pytał o nic, ale tego właśnie potrzebowałem.
-Możemy iść spać?- spojrzałem na chłopaka, który ziewał. Pokiwał głową, łapiąc mnie za nadgarstek.
Kiedy tylko poczułem, że już wystarczająco się rozgrzałem, zdjąłem wszystko z siebie i położyłem na krześle. Szybko wsunąłem się w pościel pod którą leżał już Nick. Przysunąłem się do niego, by poczuć trochę ciepła. Wtuliłem się w niego, czując jak jego ramię obejmuje mnie w pasie.

-Harry!- jakiś głos w głowie mówił mi, że to nie sen.- Harry!- ktoś mnie woła.- Harry do jasnej cholery!- o mój Boże. Ten ktoś zaraz straci kutasa za to, że skoczył na mnie.
-Kurwa mać!- warknąłem.
-Och, dobrze, że już nie śpisz. Przyjaźnimy się już ponad pięć lat, a dopiero teraz się zorientowałem, że jesteś śpiochem.- mruknął.
-Widocznie na tę wiadomość nie zasługujesz.- syknąłem zaspanym głosem.
-Wstawaj, Louis przyjechał.- westchnął. I wtedy wszystko prysło. W jednej chwili odzyskałem świadomość, co robię w mieszkaniu Nicka.
-To powiedz, że może już wyjść, nie mam zamiaru z nim rozmawiać.- mruknąłem, przyciskając twarz do poduszki.
-Harry… nie wiem, co się wydarzyło pomiędzy wami, ale sądzę, że każdy zasługuje na drugą szansę. –westchnął.- Jeśli nie będziesz chciał wrócić do domu, zgoda… po prostu z nim porozmawiaj. –chłopak potrzasnął mnie za ramię.
-Dobra. -warknąłem, poczym szybko zwlokłem się z łóżka.

Louis siedział na fotelu i nerwowo bawił się palcami. Był sam, bez Hannah i powinno mnie to cieszyć, ale nawet nie miałem ochoty go widzieć, więc w tym momencie nie robiło mi to różnicy.
-Harry.- zaczął, widząc mnie w samych bokserkach.
-Lou.- burknąłem, siadając na fotelu. Jeśli nie napiję się jak najszybciej kawy, obiecuję, że usnę prędzej, niż on zacznie gadać.
-Możemy pogadać?- zaczął niepewnie.
-Och, po to tutaj jestem. –mruknąłem
-No tak… ale… Hazz, chciałbym pogadać z tobą na osobności. Nie mam na myśli tego, że Nick jest z nami, ale wolałbym się przejść albo pójść do kawiarni. Proszę.- albo mi się zdawało, albo jego głos był skruszony. Posłałem mu znudzone spojrzenie i ruszyłem po swoje ubrania, które leżały w sypialni Nicka.

Zapach cynamonu, kawy i czekolady dotarł do moich nozdrzy, gdy tylko przekroczyłem próg naszej ulubionej kawiarni „Symphony”. Nazwa nie jest przypadkowa. Pomimo że lokal nie był dużym pomieszczeniem, to zmieścił nie tylko brązowe, drewniane stoły i krzesełka, ale także czarny, błyszczący fortepian, na którym Louis uwielbiał grać wole piosenki. Chłopak był zaprzyjaźniony z szefem tej kawiarni, więc nie było problemu, by Louis przychodził tu, by pograć na tym instrumencie.
Zająłem miejsce przy oknie, czekając aż Loueh przyniesie nasze napoje. Zdziwiło mnie to, że pomimo wypicia tak dużej ilości alkoholu, nie czułem kaca. Och, dzięki, Boże.
Kiedy Tommo stał przy ladzie, zamawiając kawy, ja zastanawiałem się, czemu chciał się spotkać. Dobra, mogłem obstawiać, że chce pogadać o naszej hm… kłótni? Cokolwiek to było, pewnie dlatego. A tak w ogóle, gdzie się podziała Hannah? Nie mówcie, że Loueh ją zostawił, samą… cokolwiek się stało.

-Jestem.- brunet uśmiechnął się, podstawiając mi pod nos kubek z gorącą czekoladą. Tę, którą kurewsko uwielbiam. I, niech zgadnę, sobie wziął Espresso z piankami i polewą czekoladową. Wymieszałem łyżeczka napój, kładąc ją następnie obok. Wyjrzałem przez witrynę, widząc spadające śnieżynki z nieba.- Harry?- z wpatrywania w biały Londyn, wyrwał mnie Lou.
-Hm?
-Chciałem porozmawiać.- westchnął cicho.
-Domyślam się.- przeczesałem włosy dłonią, upijając łyk napoju.
-No tak.- zachichotał.- Powiedz mi, czemu wczoraj wybiegłeś z domu? I to na dodatek w samym swetrze.- jego głos był załamany. I czułem nawet pewną satysfakcję, że w końcu poczuł, jak to jest się o kogoś martwić.
-Nie chciałem wam przeszkadzać.- wzruszyłem ramionami, bawiąc się swetrem, który miałem na sobie. Dokładnie ten sam, którym właśnie mówił.
-Harry, czy ty jesteś głupi?
-Nie, czemu?
-Przeszkadzać? O czym ty mówisz?
-Jak to o czym? Skoro Hannah zajęła nasz pokój, to musi być coś poważnego.- prychnąłem.
-Hazz… wiem, że to mogło tak wyglądać, ale to nie jest tak.- chłopak pokręcił głową, wyjadając piankę z kubka.
-Więc jak?
-To długa historia…
-Spokojnie, mam czas.
-Niech ci będzie.- mruknął. –Pamiętasz, gdy ci mówiłem, jak Hannah zdradziła mnie z tym swoim przyjacielem?
-Naturalnie.
- Właśnie… Po tym ‘spotkaniu’ dałem jej wybór; albo ja, albo on. Wybrała jego.- chłopak na samo wspomnienie westchnął ciężko.
-I co? To chyba logiczne, że nie powinieneś się nad nią…
-Nie przerywaj mi, Styles! –warknął, na co ja się wzdrygnąłem.- Dałem jej spokój, uznałem, że skoro go wybrała, nie będę stał jej na drodze, ale nie mówiłem, że opuszczam ją już na zawsze; Wcale jej się nie dziwiłem, że wybrała Michalea. Tak w zasadzie to nie mieliśmy dla siebie czasu; ja byłem w trasie, rzadko się widywaliśmy. –chłopak przerwał na chwilę, by upić kawę, po czym wrócił do monologu. –Nie miałem pojęcia, co się u niej dzieje przez tamten tydzień i w zasadzie, nie bardzo mnie to obchodziło. Dopiero wczoraj, dostałem od niej SMS, żebym jej pomógł, wtedy nie zareagowałem, bo nawet nie wiedziałem, o co jej chodzi.- chłopak oblizał usta, po czym zamoczył je w napoju. –Wiesz, odpisałem jej, a później napisała, że jest gdzieś na obrzeżach miasta, nie wie gdzie, cała pobita. Dlatego wybiegłem.
-No dobrze.- westchnąłem, upijając łyk czekolady. –Ale co się stało?
-Michael.- mruknął.- Pobił ją. Pieprzony dupek. Policja na szczęście go złapała bez żadnych problemów, ale ją pobił. Dziewczynę, Hazz! –westchnął ciężko.
-Ale czemu nie mogła wrócić do domu?
-Bo rodzice ją wyrzucili. Gdy się dowiedzieli, że nie jesteśmy już ze sobą i to z jej winy, bo wybrała przyjaciela… oni wiedzieli, że to nie jest odpowiedni typek, ale ona się nie słuchała.
-Och… to przykre. –w tamtej chwili czułem się winny. A to mi nowość.
-Tak. Ona nie miała gdzie się podziać, ale możesz wrócić do domu, Curly. Hannah zamieszkała u swojej siostry w Londynie. Jest tam bezpieczna…
-To przeze mnie? Bo jeśli…
-Nie, Curly. To nie przez ciebie.- chłopak energicznie pokręcił głową.- To znaczy… uh, wiem, że to nie fair wyrzucać cię z własnego pokoju, który dzielimy razem, ale zrozum, to była sytuacja bez wyjścia.
-W porządku.- westchnąłem cicho.
-Nie, Hazz. Nie jest w porządku. Mogłem cię ostrzec w jakikolwiek sposób. Mogłem też odpisać, odebrać telefon, ale uwierz, że-
-Louis, rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.- mruknąłem, bawiąc się jego palcami, które leżały na blacie stołu.
-Nie chce mieć przed tobą żadnych tajemnic. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-Tak, oczywiście.
-To jak?
-Hm?
-Wrócisz ze mną? Tęskniłem. Możesz mi nie wierzyć, ale nikt mi ciebie nie zastąpi w naszym małżeńskim łożu.- ostatnie zdanie wyszeptał, ale usłyszałem wszystko dokładnie i, o nie! Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, Tomlinson, co ty ze mną robisz?!- Nawet Hannah, wiesz?- uśmiechnął się, a ja spuściłem głowę. Nie chciałem, by zauważył zaczerwienione policzki, ale nie wyszło.- Harry? O mój Boże. Harry Styles się zarumienił!- zachichotał.- I to przeze mnie! Hej, lubię te kolorki na twojej buzi.- chłopak uniósł moją głowę za podbródek i musnął moje czoło. Och, uwielbiałem te momenty, gdy okazywał mi czułość. Nikomu innemu tylko mi. –To jak? Wrócisz?
-Pewnie.- wzruszyłem ramionami. Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym dopił kawę.- Mam jeszcze pytanie…
-Tak?
-Skąd wiedziałeś, że jestem u Nicka?
-Znam cię ponad dwa lata, kochanie. Nikt tak dobrze cię nie zna jak ja.- uśmiechnął się szeroko.- Idziemy?
-Tak.- skinąłem głową, podnosząc się z miejsca. Wyrzuciliśmy papierowe kubki do pojemnika i ruszyliśmy w stronę mieszkania Nicka.
-Skopię ci tyłek za to, że jesteś w samym swetrze.- mruknął, widząc jak próbuję ogrzać się w jakikolwiek sposób.- Na razie musisz nacieszyć się tym.- westchnął, obejmując mnie w pasie. Tyle wystarczyło, by moje serce przestało bić, a moje ciało rozlało niesamowite ciepło i szczęście.

Po tym, gdy poinformowaliśmy Nicka, że wracam do domu, od razu ruszyliśmy na dół do auta Lou.
Było przed trzynastą i na dodatek sobota, więc ulice Londynu nie obyły się bez korków, czego Tommo nienawidził. A gdy tylko on się denerwował, ja razem z nim. Od początku naszej znajomości działaliśmy na siebie właśnie w taki sposób; Louis był zły, ja też; Louis był wesoły, ja też; Louis płakał, ja też. Poznaliśmy się chyba już całkowicie, ale z każdym dniem LouLou zaskakuje mnie ponownie. Nie wiem czy to był przypadek, czy przeznaczenie, ale jeśli to było zaplanowane… dziękuję temu komuś, co zechciał nas ze sobą poznać.

Wiecie, wiele razy myślałem, co by się stało, gdyby jeden z nas nie zdecydował się na przesłuchanie, Katy Perry powiedziałaby nie albo Liam by się poddał i nie odważyłby się na drugą szansę. Tak naprawdę to sobie tego nie wyobrażałem. Nie potrafiłem. Czy bylibyśmy, bez jednego z nas, zespołem? Albo jak potoczyłaby się nasza kariera? Ale jedno wiedziałem na prawno; nie poznałbym tak wspaniałych przyjaciół, jakich mam.