niedziela, 28 lipca 2013

Chapter fifth

            Siedziałem na wysokim krześle przy barze kuchennym. Nerwowo stukałem paznokciami o blat, rozmyślając o dzisiejszym dniu. Bałem się jak cholera. Minął tydzień od spotkania z zarządem, czyli miałem dokładnie tyle czasu, by to wszystko przemyśleć, jednak Harry Styles woli sobie zostawiać wszystko na ostatnią chwilę.
            Za godzinę mieliśmy wywiad w radiu mojego przyjaciela- Nick’a Grimshaw’a. Był spikerem w BBC Radio 1. Następnego dnia po kłótni z Richardem i Harrym zastanawiałem się, jak wytłumaczyć to gówno, by nikt niczego nie podejrzewał. Bo gdybyśmy z Louisem tak po prostu powiedzieli, że Larry nie istnieje, ludzie by podejrzewali, że to Modest, że oni nam kazali… nasi fani nie są głupi, doskonale widzę, jak śledzą nasze posunięcia, a gdy tylko wzrok mój i Lou się skrzyżuje… robią się kolejne Larry momenty, a Modest wszystko tuszuje. Zaczynając od dyktowania nam, co mamy pisać, mówić, a kończąc na włamywaniu się na konta Larry Shippers, które widziały za dużo. Kiedyś im powiedziałem, że są chujami, włamując się kolejno na konta Larry Shippers, robią z siebie idiotów, bo zdziwiłbym się, gdyby fani uznali, że to ktoś inny im się włamał i usunął wszystkie tweety dotyczące Larry’ego. Pogrążają się z każdym kolejnym krokiem.
            Z tym wywiadem to dziwna sprawa, bo to ja poprosiłem Nicka, by go zorganizował. Zawsze mogłem na nim polegać, więc gdy opowiedziałem mu całą historię i spytałem się, czy mógłby przeprowadzić z nami wywiad, natychmiast się zgodził. Wiedział, ile dla mnie to znaczy, więc bez problemu przytaknął, ustalając ze mną datę.
            Teraz siedziałem i myślałem, jak mam to rozegrać, czy Nick spyta się o to bezpośrednio, czy da nam do zrozumienia, bym zaczął… powiedział mi tylko, żebym się nie martwi, bo postara się, by wyszło to jak najbardziej naturalnie.
            -Harry?- usłyszałem głos Louisa, który wszedł właśnie do kuchni.
            -Hm?- mruknąłem, wciąż myśląc o dzisiejszym spotkaniu w radio.
            -Czy ty w ogóle mnie słuchasz?- westchnął, siadając naprzeciwko.
            Nasze relacje powiedzmy, że się unormowały… chodziłem przybity, ale starałem się tego nie okazywać. Louis też niczego nie podejrzewał, więc chyba, jego zdaniem, wszystko było ok., a ja nie byłem na niego zły… jego zdaniem.
            -Przepraszam, po prostu…
            -…po prostu się denerwujesz.- westchnął cicho, kładąc swoją dłoń na moją.- Słuchaj, to nie pierwszy nasz wywiad, nie rozumiem, czemu tak się przejmujesz.
            -Sam nie wiem… nie mam pojęcia, co powiedzieć. Stresuję się, jak przed naszym pierwszym wywiadem.- jęknąłem.
            -Och, Curly.- mlasnął cicho. Wstał z miejsca i podszedł do mnie. Objął mnie  mocno. Poczułem taki przyjemny dreszczyk, jak za każdym razem, gdy mnie przytulał.- Jeśli cię to pocieszy, będę siedział obok. Oprócz chłopaków i Nicka, nikt nas nie będzie widział.- wyszeptał prosto do mojego ucha, muskając delikatnie szyję.
            -Loueh.- jęknąłem cicho. Chłopak nie przestawał, tylko przejechał koniuszkiem języka po skórze.
            -Shh.- mruknął, przegryzając delikatnie moją szyję. Jezu, co on ze mną wyprawiał. Gdy był tak blisko mnie, zapominałem o wszystkim i o wszystkich. Nie przerwał nawet na moment. Nie wiem, gdzie on się tego nauczył, ale jego język czynił cuda. Niestety, wszystko, co dobre musi się skończyć.- Widzę, że się rozluźniłeś.- wyszeptał po raz ostatni, muskając płatek mojego ucha.
            -Nawet nie wiesz, jak bardzo.- syknąłem, wypuszczając powietrze.- Dzięki.
            -Do usług.- uśmiechnął się, sięgając po jabłko z koszyczka. Obserwowałem jego usta, oblizując, całkiem nieświadomie, swoje.
            -Co robisz?- zaśmiał się, spoglądając na mnie.- Miałeś ochotę na to jabłko?
            -Co? Nie!- odchrząknąłem, poprawiając się na krześle. Chłopak skinął głową, oddalając się.
Niech mi zdradzi swój sekret, gdzie nauczył się tak operować wargami i językiem, cholera. On mnie doprowadzi kiedyś do orgazmu. Mieć takie usta na wyłączność, Jezusie Chrystusie Najświętsza Boziulko. Och, to takie nieodpowiednie fantazjować o najlepszym przyjacielu, ale co zrobić, kiedy się leci na niego. Chciałbym mieć go na własność. Przywiązać go i pieprzyć. Kurwa! Zachowuję się jak jakiś seksoholik. Ale… obiecałem mu tylko, że nie będę zachowywał się tak przy nim… a knuję swoje fantazje erotyczne w myślach, więc… wszystko w porządku, tak? Och, nie, Styles. Nie jest w porządku. Nie powinieneś myśleć o seksie z Louisem, to jest nieetyczne, och.
-Harreh, nie denerwuj się tak.- westchnął Tommo, wywracając oczami.- Nick obiecał, że wszystkiego dopilnuje.- mruknął.- Już, Curly.- chłopak objął mnie od tyłu, kładąc policzek na moich plecach.
Chłopak czuł się lepiej niż tydzień temu po zerwaniu z Hannah. Właśnie… właściwie nie mam pojęcia, co się stało… nadal mi nie powiedział, chociaż obiecał. Media huczały od tego czasu. Jedynie, co wyczytywałem w brukowcach to, że Louis uznał, że nie ma czasu na dziewczyny, druga prasa pisała o tym, że nie Tomlinson zerwał z nią przez telefon. On na to nie zwracał uwagi, ale ja byłem cholernie ciekawy, co tak naprawdę się stało.
-Lou?- westchnąłem, trąc jego dłonie swoimi.
-Tak?
-Ja wiem, że to może nie odpowiedni moment, ale…
-Nie bój się, mów.- wyszeptał, wciąż do mnie przylegając.
-Minął tydzień i… wciąż mi nie powiedziałeś, co z Hannah i tobą… jak… i w ogóle.
-Oh, tak.- mruknął, odsuwając się. Zajął miejsce obok, bawiąc się palcami.- Racja. Obiecałem ci, więc wytłumaczę.- skinął głową, bawiąc się palcami.
-Nie spiesz się, po prostu…- Lou zignorował mój odzew, bo po chwili mi przerwał.
-Pamiętasz, jak wyszedłem wtedy? Powiedziałem ci, że idę się z spotkać z Hannah. Tak było.- chłopak na chwilę przerwał.- Ona nie wiedziała, że mam przyjść, chciałem zrobić jej niespodziankę, bo nie miała w ogóle pojęcia, że wracamy tego dnia.- przełknął ślinę, wgapiając wzrok w blat.- Poszedłem do jego domu, chciałem ją zabrać do parku, gdziekolwiek. Stęskniłem się za nią.
-To logiczne…
-Nie przerywaj mi, Curly.- pokręcił głową.- Miałem nadzieję, że jest w domu, otworzyła mi jej mama, ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła.- zachichotał.- Spytałem się, gdzie jest Hannah, więc odpowiedziała mi, że z Michaelem w kawiarni, w której on pracuje. Wiedziałem, gdzie jest, bo często tam chodziliśmy. Poszedłem tam, gdy tylko wyszedłem zza rogu, zerknąłem przez okno. Zauważyłem ją, była z Michaelem. Przyglądałem się im, bo siedzieli tyłem do okna, ona siedziała mu na kolanach.- syknął, zaciskając dłonie w pięści.- Sukinsyn pochylił się nad nią i zaczęli się całować, a ona wcale się nie wyrywała.
-Louis…
-Curly… Wszedłem do środka, podszedłem do ich stolika i odchrząknąłem, Hannah jak poparzona odkleiła się od niego i zaczęła się tłumaczyć.- Tommo schował twarz w dłoniach, ale dzielnie kontynuował.- Zacząłem krzyczeć, pomimo ludzi w kawiarni. Nie zwracałem na to uwagi. Wiesz, jak się czułem? Dwa lata związku, Harreh.- wyszeptał. Bez namysłu mocno go przytuliłem i zacząłem gładzić go po włosach.
-Przykro mi, Loueh.- westchnąłem.
-Och… tak, Harry.- chłopak odsunął się ode mnie.- Trzeba się z tym pogodzić, Curly. Póki mam ciebie, mam wszystko.- uśmiechnął się delikatnie.
-Aww, jesteś uroczy, Tomlinson.- zachichotałem.- Wszystko już w porządku?
-Tak, dzięki.- oblizał usta.- Jesteś gotowy?- wstał z miejsca, biorąc z blatu stołu dokumenty i portfel. Następnie wyjrzał przez okno, jednak szybko od niego odszedł.- Zaraz powinni przyjechać.- mruknął, siadając na poprzednim miejscu. Niespodziewanie w tym samym momencie usłyszeliśmy znaną melodię The Script Breakeven. Uśmiechnąłem się delikatnie, przypominając sobie sytuację z kwietnia.

-Na dzisiaj starczy.-oznajmiła, po godzinnej próbie, Beth, nasza nauczycielka śpiewu, a zarazem nasza przyjaciółka.- Dzisiaj jesteście nie do ogarnięcia.- mruknęła, poprawiając kitkę.
- Beth, daj spokój.- jęknął Zayn, będąc zapatrzony w ekran telefonu.- Jest ponad czterdzieści stopni w cieniu, pewnie sama nie masz ochoty z nami tutaj siedzieć.- dopowiedział, marszcząc czoło. Zaśmiałem się cicho, widząc jego minę. To nie było spowodowane tym, co powiedział, a raczej tym, co zobaczył w telefonie.
-To co? Puścisz nas?- zapytał niepewnie Nialler.- Szczerze mówiąc, zgłodniałem.
-Żadna mi nowość, Horan.- syknął Liam.
-Oj, cicho bądź! To jak, Beth? Przecież głosy mamy jak śpiewaki operowe.- powiedział dumnie, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
-Brakuje wam jeszcze do nich, ale niech będzie. Ale jeśli piśniecie cokolwiek Simonowi, Richardowi czy Harry’emu…- nawet nie zdążyła dokończyć, bo cały zespół jęknął. Nienawidziliśmy, gdy ktokolwiek o nich wspominał.- Idźcie i nie pokazujcie mi się na oczy.- dorzuciła, biorąc torebkę z parapetu. Kiedy tylko drzwi za kobietą się zamknęły, wszyscy odetchnęli z ulgą. Louis wstał z krzesełka i podszedł do okna.
-Fani stoją, a jesteśmy bez ochrony.- mruknął.- Sądzicie, że jeśli wyskoczylibyśmy z tamtego…
-Louis!- krzyknęliśmy chórem.
-Sztywniaki. Nie wiem jak wy, ale ja wychodzę.
-Gdzie? Fanki cię staranują.- mruknąłem, obserwując go.
-Wyjdę tylnym wyjściem, Haroldzie.
-Och.- skwitowałem.
-To jest tutaj tylne wyjście?- ocknął się Payne.
-Tak. Jak każde studio, arena, budynek, Daddy.- wywrócił oczami.- Żegnajcie!- teatralnie pociągnął nosem.
-Poczekaj!- krzyknąłem.- Idę z tobą.
-A Paul? I Preston! Oni niedługo…- zaczął Zayn.
-Powiedz, że jesteśmy… że poszliśmy z Beth.- dokończył Louis, wybiegając z sali.

Promienie słoneczne od razu rzuciły się w moje oczy, więc na nos założyłem okulary Ray bany, marszcząc przy tym brwi. Staliśmy na parkingu za studiem. Oddaliłem się kilka kroków, by spojrzeć w górę. Widziałem stąd okno, które należało do naszej salki. Zauważyłem Zayna, który wciąż był zapatrzony w ekran swojej komórki. Pomachałem mu, jednak chłopak ani drgnął, pomimo że dzieliły nas tylko dwa piętra. Zrezygnowany podszedłem do Louisa, który rozglądał się na wszystkie strony.
-Co robisz?- zmrużyłem oczy.
-Chodź. Nie możemy przejść przez główne wejście, więc musimy sobie poradzić.- chłopak podsunął pod panelowe ogrodzenie drewnianą skrzynkę. Złapałem się pod boki, obserwując każdy jego ruch. Nawet nie wiem kiedy, a Louis znalazł się już pod drugiej stronie ogrodzenia.- Po prostu wejdź na skrzynię, postaw but pomiędzy wolne miejsca w ogrodzenie… musisz się wspiąć.- chłopak mówił mi, co mam robić, a ja patrzyłem na niego zszokowany.
-Wiesz, że Simon nasz zabije?- zaśmiałem się, jednak po chwili znalazłem się obok Tomlinsona.
-Musimy być jak ninja, Harry.- wyszeptał, idąc w stronę głównej ulicy. Byliśmy w Miami, gdzie graliśmy koncert następnego dnia.
-Louis! My nawet nie znamy tego miejsca.- zaśmiałem się, widząc skupienie na jego twarzy.
-I dlatego jesteś ze mną.
-Dobrze. Więc, gdzie idziemy?- mruknąłem, kopiąc kamyk na chodniku.
-Jesteśmy w centrum, Harold. Czyli możemy iść wszędzie.- westchnął, ciągnąc mnie za nadgarstek.

Włóczyliśmy się po centrum Miami przez kolejne kilkanaście minut, narażaliśmy się kilka razy na niebezpieczeństwo, bo grupka fanek zauważała nas, gdy spacerowaliśmy po jednym z deptaków. Musieliśmy uciekać do przeróżnych lokali. Raz była to biblioteka, drugi raz kawiarnia, a trzeci studio tańca.
Pomimo tego, że  miałem dość tego upału, nie chciałem kończyć naszej wędrówki. To były jedne z najlepszych chwil, które spędziłem z Louisem. Sam na sam. I pomyśleć, że nawet w centrum miasta można znaleźć przygody.

-Słyszysz?- wyszeptał Louis, kładąc dłoń na mojej klatce.
-Co?- mruknąłem zaskoczony.
-Wsłuchaj się.- zmrużył oczy, rozglądając się na boki.- The Script...
-… Breakeven!- krzyknęliśmy jednocześnie, wybuchając po chwili śmiechem.- To tam!- wskazał ręką miejsce przy fontannie.- Chodź!- chłopak ponownie pociągnął mnie za sobą, biegnąc w wyznaczone miejsce.
-What I am suppose to do when the best part of me was always you?- dobiegł nas tekst piosenki. Wraz z Louisem przecisnęliśmy się przez tłum ludzi, którzy zbiegli się wokół fontanny, wrzucając drobniaki. Dziewczyna, która grała to na gitarze była bardzo skupiona, jednak na chwilę podniosła wzrok znad swojej gitary, patrząc na ludzi, którzy ją słuchają. Jej wzrok  padł na nas i w tym samym momencie pomyliła nuty, a z gardła nic nie mogła wydusić. Spojrzałem na chłopaka, który próbował ratować sytuację. Pociągnąłem go bez namysłu do dziewczyny, usiadłem po jej prawej stronie, a Loueh po drugiej. Dziewczyna spojrzała na mnie, a ja posłałem jej pocieszający uśmiech, dając do zrozumienia, żeby się nie stresowała tylko grała dalej.
-What I am suppose to say when I’m all choked up and you’re OK?- Louis zaczął ciągnąć tekst piosenki, a po chwili dołączyłem do niego, podczas gdy dziewczyna podśpiewywała nieśmiało pod nosem i grając na gitarze.
Po skończonej muzyce, rozległ się głośny dźwięk braw, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, co zrobiliśmy. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na dziewczynę. Siedziała speszona, ale szczęśliwa. Wstałem z miejsca i podałem jej dłoń.
-Gratuluje. Świetna robota… uch.
-Daisy.
-Świetna robota, Daisy.- odezwał się Louis, będąc już obok.
-Dziękuję. Bardzo wam dziękuję.- dziewczynie zadrżał głos, na co szybko z przyjacielem ja przytuliliśmy.
-Oby tak dalej, a wróżę ci karierę.- zachichotałem.
-Ekhm…- znajome odchrząknięcie. Zacisnąłem powieki, trwając w tej samej pozycji.- Ekhm! Harry, Louis.- stanowczy głos nie dawał za wygraną. Przełamałem się i odwróciłem się w jego stronę.
-Cześć, Paul.- zaśmiałem się sztucznie.- Dobrze cię…
-Ze mną!- mruknął, wychodząc z tłumu. Posłałem dziewczynie przepraszające spojrzenie, popychając na przód Louisa.

Zachichotałem na samo wspomnienie.
-Harry! Mówię do ciebie!- do moich uszu dobiegł głos Lou.
-Och, przepraszam. Zamyśliłem się.
-Znowu. Och, Curly.- mruknął.- Powtarzam: chłopcy będą za pięć minut, więc rusz swój piękny tyłek i się zacznij szykować.
-Tak, już…- wstałem z miejsca i ruszyłem do hallu.- Czekaj… czy ty powiedziałeś, że mam piękny tyłek?- odwróciłem się na pięcie, przez co staliśmy twarzami kilka milimetrów od siebie.
-Może.- wzruszył ramionami.- Ubieraj się, kędzierzawy chłopcze.- zachichotał składając pocałunek na moim policzku. Uśmiechnąłem, odwracając się do niego plecami. Założyłem na nogi czarne trampki, następnie płaszcz na plecy i czarna czapkę na głowę. Właśnie zaczął się grudzień i pomimo braku śniegu, czuć było prawdziwą zimę.

-Cześć, chłopaki!- przywitałem się z każdym, przybijając piątki. Usiadłem obok Nialla, zapinając pasy. Przypadkiem spojrzałem na Liama, a ten przyglądał mi się uważnie. Zachowywał się tak od tamtego dnia, w którym wymienialiśmy się SMS. Ostrzegł mnie, że dowie się, co się stało, ale wciąż nic w tym kierunku nie zrobił.

Pod budynkiem radia była olbrzymia grupka fanów wraz z różnymi plakatami. Paul nie mógł przejechać, więc musieliśmy wysiąść przy fanach. Paul wraz z Prestonem wyszli z auta, kierując się do nas. Wyszliśmy, a ochroniarze za nami. Kochałem fanów, za to co robią i jak się poświęcają, więc wyrwałem się mężczyznom i rozdałem kilka autografów, przytuliłem i zrobiłem parę zdjęć, tak jak reszta chłopaków. Szybko ruszyliśmy do budynku i zeszliśmy na dół, gdzie znajdowała się dziupla Nicka. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie koleżanka Grimshaw’a prowadziła audycję, pomachaliśmy jej, a w tej samej chwili obok nas znalazł się mój przyjaciel.
-Cześć, chłopaki!- mężczyzna przywitał się z całą piątką, zapraszając nas do oszklonego pomieszczenia z kilkoma ekranami komputerów, czterema mikrofonami i innymi urządzeniami potrzebnymi do radia.- Martha zaraz kończy audycję. Mamy piętnaście minut. Ostatnie minuty Marthy, reklamy, a później my.- chłopak wytłumaczył, kładąc kubek z herbatą na biurku.

-Dzień dobry Londynie, dzień dobry świecie! Przemawia do was Nick Grimshaw wraz z waszymi ulubionymi kawałkami i nie tylko! Nie pierwszy i nie ostatni raz mam uprzejmość gościć w naszym studiu uwielbiany przez miliony zespół! One Direction!- mężczyzna zaczął klaskać, a ja wraz z pozostałą czwórką przywitaliśmy słuchaczy.- Dobrze. Dwa tygodnie temu wróciliście z trasy, prawda? Jak się czujecie? Jakieś nowe doświadczenia, które wprowadzicie w życie?
-Dzięki.- zaczął Liam.- Tak, wróciliśmy, by nabrać sił i po nowym roku wrócić do fanów.- uśmiechnął się.- Podczas każdej podróży uczymy się czegoś nowego i sądzę, że jest tego za dużo, by wymienić. Każdy z nas odczuwa koncerty, podróże w inny sposób i każdy w inny sposób wprowadza zmiany w życie.
-Niedługo święta, wypoczniecie. Jakie macie plany? –padło kolejne pytanie.
-Chyba wszyscy spędzą ten czas z rodzinami, tak?- Zayn zwrócił się do nas. Wszyscy przytaknęli oprócz mnie. Szczerze? Myślałem, że spędzimy je razem… nikt mi nie mówił, że chcą wyjechać… och, miło się dowiedzieć.
-A co z tobą Harry?- Nick spojrzał na mnie.
-Uhm, sam nie wiem. Może wyjadę albo sprawdzę rodzinę do Londynu…- westchnąłem cicho. Grimshaw skinął głową.
Kolejne pytania dotyczyły trasy, fanów i nowych projektów. Czyli taki typowy wywiad. Przez całą audycję siedziałem jak na szpilkach, tak samo jak Lou. Chciałem usłyszeć to pytanie, zaprzeczyć i wyjść. Oprócz mnie i Louisa żaden z chłopaków nie wiedział o głównym celu tego wywiadu. Nie wiem czy zauważyli, ale wszystkie moje odpowiedzi były takie zdawkowe, wymijające. Nie miałem ochoty tutaj siedzieć, ale nie chciałem, żeby rozdzielano mnie z Louisem. Nie mogłem mieszkać sam w tak ogromnym domu. Tak szczerze, to najchętniej bym powiedział prawdę, ale nie mogłem mu to zrobić. Nie chciałem mieć jeszcze większych kłopotów.
-Może wydam się wścibskim spikerem, ale nie mogę się powstrzymać. Fani od momentu, gdy dowiedzieli się o tym wywiadzie, zasypali mnie wiadomościami o Larry’ego. Nie mogłem ich zawieść.- westchnął, uśmiechając się w naszą stronę. Zayn spojrzał na nas zaskoczony, ale jedynie się uśmiechnąłem, dając mu do zrozumienia, że wszystko okay.- Kilka dni temu wyciekło to nieszczęsne video, gdzie podobno Larry się całuje…
-To zabawna historia.- zachichotał Louis. Spojrzałem na niego, próbował być spokojny. Przegryzłem jedynie wargę, spuszczając wzrok.- Tak, to byliśmy my, ale obydwoje byliśmy pijani.- Tommo mocno zaakcentował słowo obydwoje. Loueh, skończ tę szopkę.- Pocałowałem go, ale nie sądzę, że to jest jakaś wielka zbrodnia.- chłopak wzruszył ramionami.- Od początku do końca będziemy najlepszymi przyjaciółmi na świecie, prawda, Harry?
-Uhm… tak, pewnie.- mruknąłem.
-Niestety, drodzy Larry Shippers, ci dwoje jedynie się przyjaźnią. Dziękuje wam bardzo, chłopaki, do usłyszenia!
-Dzięki, cześć.- pożegnaliśmy się i wstaliśmy z miejsca. Zayn, Niall i Liam wyszli z pomieszczenia, by się ubrać.
-Harry? Nie jesteś zły?- Tommo zaczął zakładać an siebie płaszcz.
-Nie, co ty.- wzruszyłem ramionami, nakładając czapkę.
-Dobrze, wiesz…
-Lou, wszystko okay.- westchnąłem.
-To dobrze.- chłopak spuścił głowę.- Ale teraz nikt nas nie rozdzieli, Curly.- zachichotał cicho.
-Och, tak. Ale…
-Żadne ale.- mruknął.- Gotowi?- zapytał, podchodząc do pozostałej trójki.
-Tak, możemy jechać.- odezwał się Liam.
-Curly, musimy zrobić zakupy. Bo nasza lodówka świeci już pustkami.- westchnął.
-Jasne, Paul nas podwiezie.- skwitowałem.

Cała piątką ruszyliśmy po schodach w górę, gdzie fani czekali pod samym wejściem.


-Spójrzcie! Pierwszy śnieg!- krzyknął podekscytowany Niall. Uśmiechnąłem się, widząc jak reszta chłopaków wystawia język, by złapać śnieżynki do buzi. Szybko przedarłem się przez fanów, a po chwili byłem już w naszym vanie, przecierając wierzchem dłoni zaparowaną szybę.
***
Nie bądźcie źli, że tak wszystko dokładnie staram się opisać, ale im dłużej będę opisywała, tym będzie więcej rozdziałów, haha. 
Ok. A teraz proszę was o jedną rzecz, byście zostawili komentarz i ocenili rozdział. 
P.S. Powstał trailer do tego ff, możecie go znaleźć w MENU. Nadal możecie wpisywać się do zakładki 'Informowani'
Za trailer dziękuję @ruudda kocham cię ♥

czwartek, 25 lipca 2013

Chapter fourth


Liam mieszkał w jednej z najbogatszych dzielnic Londynu, a dokładnie w Square Mile. Każdy z nas miał dom na obrzeżach miasta, jednak Liam był człowiekiem, który uwielbiał przebywać w towarzystwie i poznawać nowych ludzi. Zdecydował się więc na apartament w jednym z najwyższych wieżowców w Londynie. Jego mieszkanie naprawdę było zaskakujące. Nie dość, że chłopak miał blisko do każdego punktu w mieście, to wystrój jego apartamentu był zadziwiająco niesamowity. Jego mieszkanie było tak przejrzyste i przestrzenne. Miał wielkie okno, które ukazywało panoramę stolicy Anglii. Liam mieszkał na czternastym piętrze, każdy z nas się dziwił, że nie boi się spać na takiej wysokości, ale mówił, że się przyzwyczaił. W jego apartamencie przeważały kolory jasne; beż, jasny brąz i biel. Takiego koloru były także jego meble, wszystko wybrał i wystroił sam, co zszokowało cały zespół.
Pod budynek dojechaliśmy w kilkanaście minut. Preston zaparkował w podziemnym parkingu, po czym wysiadłem z auta. Poinformowałem mężczyznę, że nie musi ze mną iść, jedynie poprosiłem o to, by był za jakąś godzinę z powrotem.

Zapukałem do drzwi na końcu korytarza, jednak odpowiedziała mi cisza. Wyjąłem z kieszeni moją „kolekcję” kluczy i wybrałem ten odpowiedni. Każdy z nas miał klucze do wzajemnych domów. Kiedy jeden z nas gdzieś wyjeżdżał, reszta opiekowała się, tak zwanymi, kotkami, pieskami i kwiatkami.
Wszedłem do środka, a ku moim oczom ukazała się nieskazitelność… oprócz rozłożonej kanapy, na której spał Liam, Zayn i Niall. Cała trójka była w samych bokserkach. Leżeli wtuleni w siebie. Daddy po środku, Horan po prawo, a Malik po lewo. Dziwne, że zdążyli zasłonić ogromne okna. Podszedłem do szyby, która ukazywała ponury Londyn i odsłoniłem żaluzje. Pozwoliłem, by niewyraźne promienie słoneczne zawitały do tego mieszkania. Następnie ruszyłem do kanapy, która była umieszczona na samym środku apartamentu.
-Wstawajcie, lenie!- krzyknąłem, kładąc się na chłopaków. Liam i Nialler mruknęli coś pod nosem, a Zayn ani drgnął.- Jest już po trzynastej, koniec tego spania. Mogliście tyle nie balować.- mruknąłem, schodząc z legowiska.
-Spieprzaj, Styles.- odezwał się Irish boy.
-Słucham?- zaśmiałem się.- Ja mam spieprzać?- pokręciłem głową.- Mniejsza o to. Fani się ucieszą, gdy zobaczą wasze zdjęcie, na którym śpicie wtuleni w siebie i to prawie nadzy!- zachichotałem, wyjmując z kieszeni iPhone’a.
-Styles, kurwa!- warknął blondyn.- Liam, powiedz mu coś.- mruknął, wtulając twarz w jego szyję. Nakrył na całą trójkę kołdrę i wrócił do spania.
-Harry… mówię ci coś.- Payne westchnął przez sen.
-Ech… chciałem z wami pogadać, ale widzę, że nie ma szans. Nieważne. Poczekam aż się zbudzicie.- ruszyłem do lodówki, która była wbudowana w ścianę, zaraz przy wejściu. Rozejrzałem się po półkach i wyciągnąłem butelkę coli. Następnie otworzyłem ją, siadając na fotelu przy kanapie.
-A tylko ubrudzisz… będziesz czyścił całe mieszkanie swoją szczoteczką do zębów.- mruknął Li.
-Też cie kocham, stary.- rozłożyłem nogi na szklanym stoliczku, sącząc napój.- Tak swoją drogą. Byłem z Louis’m u Simona…- mruknąłem.-… a w zasadzie o Richarda i Harry’ego.
-Po co nam to mówisz, Hazz?- odezwał się Zayn. Podziwiałem go, on zazwyczaj spał jak zabity. Nawet jeśli by się paliło, on nadal by spał, więc dziwne, że w tej chwili się przebudził.
-Wiesz, miałem nadzieję, że spytacie, po co tam byłem, o czym gadaliśmy… ale cóż, jesteście mało domyślni.- Liam przetarł oczy, zmieniając pozycję na siedzącą. Pozostała dwójka odsunęła się od niego.
-Śpijcie, słoneczka.- Payne musnął policzek każdego z nich, a ja zauważyłem uśmiechy na ich twarzach. Uwielbiałem te widoki, gdy jeden martwił się o drugiego, wywołując przy tym uśmiech. Chłopak zszedł z łóżka, a Niall i Zayn przysunęli się bliżej siebie.- Jeśli chcecie, idźcie do sypialni. Sądzę, że będę rozmawiał z Harrym, a nie lubicie spać przy hałasie.
-Zayn, idziemy? –zaspany głos Nialla, zwrócił się do mulata, jednak ten nie odpowiedział. Spał.- Malik, kurwa!- krzyknął, po chwili nasz Bad boy oprzytomniał.
-Zamknij mordę. Idę.- syknął, zwlekając się z materaca. Patrzyłem na nich z uśmiechem na twarzy, po czym odprowadziłem ich aż do sypialni Payne’a.
-Nie pozabijajcie się tylko!- krzyknął, słysząc trzask drzwi.- Uch…- wypuścił powietrze, zapinając pasek od dżinsów.- Zjesz coś?
-Nie, dzięki. Zjadłem tylko tosty rano, ale nie jestem głodny.- pokręciłem głową.
-To dobrze, nie chce mi się nic ci grzać ani robić.- pomiędzy nami nastała cisza.- No? Chciałeś pogadać.- mruknął, siadając z powrotem na kanapie.
-Och tak. Pójdziemy na taras?- spojrzałem na chłopaka. On skinął głową.
-Chcesz drinka?
-Och, poproszę.- uśmiechnąłem się. Liam podszedł do baru, który znajdował się za kanapą i zaczął przyrządzać trunek. Po kilku minutach podał mi wysoka szklankę z niebieskim alkoholem, podziękowałem i ruszyłem z nim na górę. Tak, Liama apartament miał dwa piętra. Ponieważ mieszkał na ostatnim piętrze, to do niego należał największe mieszkanie, drugie piętro i taras.
Weszliśmy na zewnątrz, po czym usiedliśmy na kanapie. Domyślałem się, że długo tu  nie wysiedzimy, wiatr się nasilał.
-Więc, Harry… czemu się z nimi spotkaliście?- zaczął.
-Larry.- mruknąłem.
Opowiedziałem chłopakowi całą historię. Nie mogłem pominąć tego pieprzonego pocałunku, bo to on był tym całym trzonem historii. Liam, jak to on, słuchał bardzo uważnie, kiwając co jakiś czas głową. On naprawdę potrafił wysłuchać i pocieszyć człowieka, dlatego w zasadzie to za każdym razem, gdy któryś z nas miał problem, szedł do Liama.
-Dobrze, czyli podsumujmy. Na imprezie Louis miał do ciebie pretensje, że to z nim nie zatańczyłeś, a później się całowaliście. Dzisiaj Richard wraz z Harrym zauważyli to, zaczęliście się kłócić i postawili wam ultimatum; jeśli nie wytłumaczycie tego przez tydzień, automatycznie was rozdzielają.- chłopak pokiwał głową, zamyślając się na chwilę.- Wiesz, Harry…- westchnął.- …Louis nie jest hetero.- powiedział prosto z mostu, na co ja wybałuszyłem oczy.- Uwierz mi.- wstał i ruszył do środka.- Chodź, zmarzniemy. –oznajmił. Wstałem i ruszyłem za nim.- Nie rozumiem, jak możesz tego nie widzieć.- mruknął, zeskakując z ostatniego schodka.- Co robicie?- westchnął, widząc dwójkę przyjaciół przy kuchennym blacie. Najwidoczniej robili śniadanio-obiad.
-Naleśniki! Zjesz z nami, tato?- zachichotał Horan.
-Poproszę. Ale wracając do tematu, Harreh… naprawdę, jesteś ślepy.
-Ale on…
-Nie wierz mu, Curly. Może tego nie zauważać, bo po koncertach często oddalasz się od niego, idziesz niewiadomo gdzie, a on wtedy siada za kulisami na jednych z kufrów i nad czymś rozmyśla.- westchnął, siadając na kanapie.- Wiem, że on ciągle się tego wypiera, ale… no sam nie wiem, po prostu takie jest moje zdanie.- dodał.
-Mówicie o Harrym?- odezwał się Zayn.- Miałem wam o tym nie mówić, ale przed trasą nocował u mnie, spaliśmy razem i mówił przez sen.- zaśmiał się gardłowo.- Ciągle mówił „Harry. Och, tak jest dobrze. Harold!”.- odpowiedział, a cała trójka zaśmiała się. Jedynie ja siedziałem ze spuszczonym wzrokiem.- Nie bierz tego do siebie, Harry. To było naprawdę śmieszne.- wyszczerzył się.
-Spoko.- mruknąłem.- A ty Nialler? Co o tym myślisz?- zapytałem z nadzieją, że może on coś jeszcze dopowie.
-Harry, pytasz się, jakbyś mnie nie znał.- jęknął.- Jesteście uroczy razem. Kocham wasz związek, kocham Larry’ego!- krzyknął, a ja zachichotałem.- Wiesz? Związki homoseksualne są prawdziwsze od heteroseksualnych…- zamyślił się na chwilę.-… oprócz Zerrie i Lanielle, kochani. No i Nood.
-Nood?- mruknął Payne.
-Niall i Food to Nood. Od zawsze shippowałem ten związek.- westchnął, nakładając naleśniki na talerz.
-Pasujecie idealnie.- zaśmiałem się na co chłopcy przytaknęli.- Będę się zbierał…
-Już? Myślałem, że zostaniesz z nami na… śniadanie? Obiad? Cokolwiek.- mruknął Zayn.
-Nie. Miałem być za dwie godziny w domu, jeszcze wyskoczę do Starbucks’a.- wstałem z miejsca i ruszyłem do wyjścia.- Smacznego i cześć.- uśmiechnąłem się do nich.
-Cześć. Trzymaj się, Styles.- chłopak odprowadził mnie i uścisnął mocno.- Pamiętaj, co mówiłem. Moim zdaniem kłamie.- wzruszył ramionami.
-Jasne. Dzięki. Do zobaczenia, chłopaki!- krzyknąłem i wyszedłem z apartamentu.

-Wróciłem!- krzyknąłem, gdy tylko przekroczyłem próg. Nic, cisza.- Louis? Jesteś?- zdjąłem buty, rzucając je po drodze. Właśnie wchodziłem do kuchni, kiedy pod schodach zbiegł Tommo.- Cześć. Proszę.- podałem mu kubek mrożonej kawy.
-Dzięki.- uśmiechnął się delikatnie, siadając na krześle.- Co kupiłeś?- zapytał, widząc pełne reklamówki.
-Nic takiego, parę słodyczy, napojów, owoce…- zacząłem wymieniać, kładąc kolejne produkty na blat.
-Pomogę ci.- odchrząknął, wstając z miejsca. Wziął przedmioty i zaczął chować.- Gdzie byłeś?
-U Liama.- wzruszyłem ramionami, opierając się dłońmi o stół. Chłopak schylał właśnie się do dolnej półki, więc miałem okazję przypatrzeć się jego… tyłkowi. Chociaż robiłem to wiele razy, za każdym razem wywoływał u mnie podniecenie. O matko, właśnie się do tego przyznałem.
-I co u niego?- obrócił się w moją stronę, a ja gwałtownie uniosłem wzrok.
-Uh, wszystko w porządku. Chłopcy są u niego.- wzruszyłem ramionami.- Chciałeś porozmawiać.- usiadłem na blacie, przyglądając się mu.
-Tak.- podszedł do mnie, stając obok.- Chodźmy do salonu…- westchnął, idąc w stronę pokoju.
-Więc?- spytałem, siedząc już drugą minutę w ciszy.
-Harry…- westchnął.- To trudne…
-Co masz na myśli?- mruknąłem zdezorientowany. Jego palce błądziły nerwowo po dole koszulki.
-To mnie męczy.
-Ale co?- jęknąłem cicho.
-Męczy mnie to, że za każdym razem, gdzie się nie pojawimy… oni robią z nas gejów.- mruknął.
-I?
-Harry, nie kocham cię w taki sposób, jaki myślisz.
-Wiem, Tommo.- wyszeptałem.- Powtarzasz mi to dość często, ale już to zrozumiałem.
-Więc czemu to ciągniesz? Nie widzisz, że się w tym duszę?
-Czekaj… masz do mnie pretensje, że fani nazywają nas Larrym? Tak?
-Nie mam pretensji, kocham cię jako przyjaciela. Nic więcej, prawda? Ale ty na siłę próbujesz pokazać mediom, że jest inaczej.- jego głos drżał.
-Nic nie komu nie pokazuję!- krzyknąłem. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale to na pewno nic dobrego.- Przepraszam…
-W porządku… nie chcę cię zranić, Harreh. Sądzę, że powinniśmy przystopować… zmienić się.
-Do jasnej cholery, powiedz, o co ci chodzi.
-Nie zachowujemy się jak przyjaciele. Sądzę, że powinniśmy wytłumaczyć to gówno, że nic oprócz przyjaźni nie ma. A później… później zastanowimy się co dalej.- wyszeptał.
-Co masz na myśli, mówiąc, że się zastanowimy?
-Sądzę, że powinienem się wyprowadzić.- wymamrotał pod nosem. Przesłyszałem się, prawda? Powiedzcie, że to głupi żart.
-Co?- zaśmiałem się gardłowo.
-To, Harreh. Sądzę, że się wyprowadzę…
-Nie możesz.
-Czemu?
-Bo jesteśmy przyjaciółmi, tak?
-Właśnie, Harry…
-Jesteśmy przyjaciółmi, Tommo. Nie pozwolę, by Modest, media czy fani… by to popsuli.- poczułem szczypanie pod powiekami, zacisnąłem je i po chwili otworzyłem. Pozwoliłem pojedynczym kroplom spłynąć na moje policzki.
-Curly, nie płacz… proszę.- szepnął.
-Mogę cię stracić, wiesz? Przez tę pieprzoną imprezę.- załkałem.
-Nie stracisz, Harreh. Nie mów tak. Przecież się przyjaźnimy… na zawsze.
-Stracę.- wyszeptałem.- Nieważne… dajmy temu spokój. Załatwimy sprawę, zobaczymy, co czas przyniesie.- westchnąłem cicho, podnosząc się z miejsca.
-Curly…
-Daj spokój.- zaśmiałem się ironicznie.- Przepraszam, Louis… za wszystko. Za to, że jestem biseksualny, za to, że mi się podobasz… okay?
-Harry, proszę…- wyszeptał.- Nie mów tak.
-Wiesz, to zaczęło się, gdy ci powiedziałem o mojej naturze.- westchnąłem, będąc odwróconym do niego tyłem.- Nieważne.- ruszyłem w stronę schodów.
-Tak mi przykro, Curly…- zdążyłem jedynie usłyszeć. Następnie zamknąłem się w swoim pokoju, z którego korzystałem jedynie w skrajnych przypadkach. Zakluczyłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem płakać w poduszkę.

Louis’ POV

Wiedziałem, że go zraniłem. Nie przemyślałem tego, ale nie widziałem innego wyjścia. Jeśli tak dalej by tak szło… to naprawdę wymsknęłoby się spod kontroli. Nie chciałem ranić ani siebie, ani jego. Powtarzam; jestem w stu procentach hetero, mam… miałem dziewczynę i układało się nam świetnie. Gdyby nie to, co się stało… bylibyśmy parą nadal.
Siedziałem na tej kanapie już dziesięć minut, a jedyne, o czym myślałem, to powinienem go przeprosić? Znałem go na tyle dobrze, by stwierdzić, że teraz siedzi w swoim pokoju i szlocha. Nienawidziłem go ranić. To była jedna z tych rzeczy, za które chciałem się zabić. Widząc płaczącego Harry’ego rozrywało mi serce. To jeszcze bardziej bolało, niż widok płaczącej Hannah. Wiadomo, nie mogę porównać tych dwóch osób do siebie, bo Hannah to dziewczyna, a Harry jest chłopakiem, ale… to trudno wytłumaczyć. Kochałem i kocham nadal Hannah, ale jeśli miałbym wybierać pomiędzy nią a nim… wybrałbym Curly’ego. To przykre, wiem, ale przecież dziewczynę mogę znaleźć, a przyjaciela, takiego jak on… nie znajdę nigdzie i nigdy. On jest jedyny w swoim rodzaju; jego włosy, oczy, dołeczki w policzkach… gdyby kiedykolwiek ktoś mi powiedział, że poznam tak cudownego człowieka, nie uwierzyłbym. Gdy pierwszy raz go zobaczyłem w toalecie, podczas przesłuchać w xFactorze… zauroczył mnie. Wtedy jeszcze byliśmy tego samego wzrostu, a później Harry rósł i rósł, a ja czułem się, jakbym stał w miejscu. Na początku przeszkadzało mi to, że to ja jestem starszy, ale niższy, jednak później zaczęło wydawać mi się za urocze. Może i miałem dwadzieścia jeden lat, a on dziewiętnaście, ale… jak się do niego przytulałem, czułem się jak kilkulatek. Po prostu wiedziałem, że jestem bezpieczny, ale za każdym razem uświadamiałem sobie fakt, że to ja jestem za niego odpowiedzialny. W końcu Anne, mama Stylesa, prosiła, żebym zajął się jej synem, gdy będziemy w trasie, w Londynie… gdy będziemy razem. A teraz zastanawiałem się, dlaczego go zraniłem. On mi ufał, a ja mu od tak powiedziałem, że się wyprowadzam… nie podjąłem decyzji, ale… cholera, jestem w dupie.

-Curly?- zapukałem do drzwi chłopaka, próbując najpierw je otworzyć, niestety, zamknął się na klucz.- Harreh.- westchnąłem.- Wpuścisz mnie?- ponownie odpowiedziała mi cisza. Usiadłem pod ścianą, podsuwając pod brodę kolana. Wyjąłem z kiszeni spodni iPhone’a i wystukałem krótką wiadomość.

Do: Curly :*

24.11.2012r. g. 15:23

Przepraszam

Nie liczyłem na odpowiedź, więc po wysłaniu, wstałem z podłogi i ruszyłem do swojego pokoju. Który był po lewo od naszej sypialni. Wszedłem do niego, przeczesałem włosy dłonią i wypuściłem powietrze z ust. Usiadłem na łóżku, patrząc na wyświetlacz telefonu. Milczał.

Harry’s POV

Chciałem mu odpisać, ale nie mogłem… a może nie chciałem? W każdym razie nie wiedziałem nawet, co miałabym mu odpowiedzieć. Patrzyłem się jedynie w ekran telefonu. Leżałem na łóżku, myśląc o tym wszystkim. Sam nie wiem, jak mam się teraz zachowywać. Nie wiem, czy mnie zranił… był… jest moim przyjacielem i nie chciał mnie krzywdzić, ale ta informacja o przeprowadzce mnie zabolała. Jakby bał się, że myślę co chwilę, by go pieprzyć. To nie była prawda. On naprawdę powinien zrozumieć, że biseksualność to nie choroba. Chociaż… może on o tym wie, tylko ja odczuwam to inaczej? Mniejsza z tym.
            Kolejną godzinę spędziłem na łóżku, rozmyślając. Nie miałem ochoty na nic, Louisa też nie słyszałem, nie wiedziałem, co robi i nie interesowało mnie to za specjalnie.
            Dopiero przed siedemnastą wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni, bo szczerze mówiąc, zgłodniałem. Wszedłem do pomieszczenia, a na krześle zauważyłem mojego współlokatora. Jęknąłem w duchu, bo miałem nadzieję, że do końca dnia go nie spotkam.
            -Cześć, Curly.- uśmiechnął się w moją stronę.
            -Cześć.- wyciągnąłem z lodówki masło, ser i ogórek. Położyłem wszystko na blacie, zaczynając przygotowanie kanapki.
            -Co słychać?
            -Nic takiego.- położyłem na chlebie plasterek sera i kilka kawałków ogórka. Wziąłem ją do ręki i ruszyłem na górę.
            -Curly?
            -Hm?
            -Jesteś na mnie zły?- spytał. Tak, Tommo. Teraz wiem, że jestem wściekły za to, co powiedziałeś. Chcesz mnie zostawić. Chcesz się poddać.- pomyślałem.
            -Nie, no coś ty.- wymusiłem uśmiech i szybko wbiegłem po schodach. Ponownie zamknąłem się na klucz i usiadłem na łóżku. Szybko pochłonąłem kanapkę, wracając do pozycji leżącej. W tej samej chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Wyciągnąłem z kieszeni aparat, odblokowując go.

            Od: Liam

            24.11.12r. g. 16:59
           
            I jak, Harreh? Co u Louisa?

            Wywróciłem oczami, szybko wystukując odpowiedź

            Do: Liam
           
            24.11.12r. g. 17:00

            Nijak. Można powiedzieć, że się pokłóciliśmy : ).

            Długo nie czekałem na odpowiedź.

            Od: Liam

            24.11.12r. g. 17:03

            Jak to? Wszystko w porządku, Hazz?

           
            Do: Liam

            24.11.12r. g. 17:05

            Nie, Li. Nic nie jest w porządku, ale nie przejmuj się.

           
            Od: Liam

            24.11.12r. g. 17:10

            Będę się przejmował, jesteście moimi przyjaciółmi, zależy mi na waszym szczęściu, jasne?

           
            Do: Liam

            24.11.12r. g. 17:13

            Wyjaśnimy to pieprzone gówno, później zobaczymy, co dalej.


            Od: Liam

            24.11.12r. g. 17:20

            Co masz na myśli?


            Do: Liam

            24.11.12r. g. 17:25

            Nic takiego. Wszystko w porządku x.


            Od: Liam

            24.11.12r. 17:27

            Dowiem się, Harry. Nawet jeśli miałbym użyć siły.

            Nie odpisałem, położyłem telefon na szafkę nocną, przeczesując kędzierzawe włosy dłonią. Wyciągnąłem z szuflady książkę Noce w Rodanthe Nicholasa Sparks’a. Otworzyłem na pierwszej stronie, rozłożyłem się wygodnie na łóżku, zaczynając lekturę na kolejne godziny.
            Po dwusetnej stronie spojrzałem na zegarek, godzina 21:29. Odłożyłem ją na poprzednie miejsce, zszedłem z łóżka i ruszyłem do sypialni, gdzie mieściła się garderoba.
            Z półki chwyciłem bokserki od Calvina Klein’a i ruszyłem do łazienki, po drodze rozpiąłem koszulę, a gdy stałem przy drzwiach, poczułem czyjąś dłoń na swojej.
            -Och. Widzę, że nie tylko ja wpadłem na pomysł kąpieli.- melodyjny głos zachichotał.
            -Tak, najwidoczniej tak.- skinąłem głową.
            -Masz zamiar wziąć prysznic?
            -Uhm, tak…
            -To dobrze, bo ja kąpiel.- wyszczerzył się.- Chyba nie będę ci przeszkadzał?
            -Nie. Ani trochę, przyzwyczaiłem się.- zachichotałem pierwszy raz od kilku godzin.
            -Cieszę się.- chłopak wszedł do dużej łazienki. Jak na nas dwoje ona była ogromna. Wanna, jacuzzi, prysznic, dwa zlewy, pisuar i toaleta. To może wydać się dużo, ale pomimo tego, jest taka pusta… zdecydowanie za duża.
            Zdjąłem ubrania, gdy ustałem przed kabiną. Szybko pozbyłem się ciuchów. Loueh jeszcze napuszczał wodę do narożnej wanny, dodając różne płyny do kąpieli. On był wielkim fanem tych wszystkich pachnideł. Na jedną kąpiel dodawał chyba ze trzy rodzaje. Roztrzepałem jedynie swoje włosy i wszedłem do brodzika, puszczając pierwsze krople wody ze słuchawki.
           
            -Miłej kąpieli.- zachichotałem, wycierając mokre ręce w ręcznik.
            -Wychodzisz  już?- spytał, tworząc brodę z piany. Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc jego dzieło.
            -Tak. Jestem śpiący. Dobranoc.

            -Nie martw się, nie zasnę w wannie. Też zaraz wychodzę. Dobranoc, Curly. Śpij dobrze.- odpowiedział. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do swojego pokoju. Miejmy nadzieję, że wszystko się ułoży… oby.
***

Przepraszam, ten rozdział jest beznadziejny, ale chciałam go dodać jeszcze dzisiaj. Wybaczcie, obiecuję, że następny będzie lepszy. 
Proszę, jeśli przeczytasz, napisz chociaż krótki komentarz, co o nim myślisz. Bardzo mi zależy na twojej opinii, kochanie.

P.S. Jeśli chcesz być powiadamiany o nowych rozdziałach, wpisz swój nick twittera w zakładce 'Informowani'
Kocham Was ♥

poniedziałek, 22 lipca 2013

Chapter third

Następnego dnia obudziły mnie promienie słoneczne, przedzierające się przez żaluzje. No tak, zapomniałem wczoraj zasłonić okna. Mniejsza o to. Przekręciłem się na drugi bok, jednak dopiero po chwili zorientowałem się, że Louisa nie ma w łóżku. Zmieniłem pozycję na siedzącą i rozejrzałem się po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na kalendarzu, który wisiał na brązowej ścianie. Uśmiechnąłem się, wstałem z łóżka, podszedłem do niego, biorąc z biurka czerwony mazak. Z uśmiechem na ustach skreśliłem iksem dzisiejszą datę i odłożyłem pizak na miejsce.
-Został tylko miesiąc.- wymruczałem pod nosem.
Dwudziesty czwarty grudnia był dla mnie podwójnie ekscytujący. Po pierwsze była to gwiazdka; po drugie urodziny Louisa. Sam nie wiedziałem, co bardziej mnie cieszy. Odkąd się poznaliśmy, spędzaliśmy święta razem z naszymi rodzinami. Jay, znaczy mama Louisa, wraz z moją bardzo się polubiły, dzwoniły do siebie co kilka dni. Louis miał niesamowite rodzeństwo. Czwórka młodszych sióstr, które nadawały jak katarynki, ale nie przeszkadzało mi to.
Zastanawiałem się, co kupić każdemu na święta. Pomysły się kończyły, a czasu było coraz mniej. Owszem, jeszcze cały miesiąc, ale to szybko zleci, a ja zostanę bez prezentu. Wychodzi na to, że musze wybrać się do centrum w celu  poszukiwania prezentów świątecznych.
Wybrałem z garderoby bieliznę, czarne rurki i koszulkę z flagą USA i ruszyłem do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem do kabiny prysznicowej. Kiedy czułem krople wody na swoim ciele, rozluźniłem się i zapomniałem o wszystkich swoich problemach. Po piętnastu minutach relaksu, wyszedłem spod prysznica w ręczniku owiniętym na moich biodrach. Psikałem się właśnie perfumami, a w tej samej chwili w wejściu pojawiła się znajoma postać.
-Cześć, Louis.- uśmiechnąłem się, odkładając szklaną butelkę do szafki.
-Cześć.- mruknął, siadając na sedesie.
-Nie wyglądasz dobrze. Masz kaca, prawda?
-Jak widać. Masz jakąś aspirynę? Bo nie mogłem nic znaleźć.
-Tak, powinna tutaj być.- wyjąłem z szuflady pudełko i podałem chłopakowi.- Weź dwie.- pokręciłem głową.
-Dobrze, dzięki, już wychodzę.- westchnął, wstając.
-Czekaj. Podejdź tutaj.- oblizałem usta, wskazując palcem miejsce obok kabiny. Chłopak podniósł brew ku górze, ale grzecznie wykonał polecenie. Loueh nie spodziewał się niczego, więc włączyłem słuchawkę i opryskałem niebieskookiego wodą.
-Kurwa, Styles!- wrzasnął, odsuwając się kilka kroków do tyłu.- Popierdoliło cię do końca?!
-Mnie? Nie. Ale widzę, że czujesz się lepiej.- zachichotałem, widząc,  jak momentalnie ożył.
-Ja pierdole…- mruknął, sięgając po ręcznik.- Ochujałeś do końca.
- Nie przeklinaj tyle!- szturchnąłem go w żebro.- Polecam się na przyszłość.- musnąłem jego policzek, po czym zsunąłem z siebie ręcznik.
-Nieważne. Paul jest na dole.
-Paul?
-Tak, Paul. Nie rozumiesz?- fuknął. Louis zawsze taki był po wypiciu. Stawał się delikatnie agresywny. Na początku nie lubiłem tego, ale z czasem się przyzwyczaiłem.
-A czemu tu jest?
-Mamy jechać do studia.
-Cholera.- jęknąłem, zakładając czyste ciuchy.- Dzisiaj?
-Tak. Simon chce się z nami porozmawiać.- wywrócił oczami, wychodząc z pokoju. Szybko się ubrałem i pobiegłem za chłopakiem.- No, poczekaj!- krzyknąłem, gdy ten był już na dole.- Cześć, Paul!- podbiegłem do mężczyzny, który siedział na krzesełku i czytał gazetę. Rzuciłem się mu na szyję, jak w zwyczaju miałem to robić.
-Cześć, Harry.- odpowiedział sucho.- Gotowi? Simon prosił, bym was zawiózł jak najszybciej.
-Ale ja jeszcze nie zjadłem!- krzyknąłem, tupiąc nogą.
-Spójrz, Louis jest na tyle dobry, że zrobił ci tosty. Bierz i jedziemy.- wstał z miejsca, ruszając do wyjścia.
-Aww, dziękuję, Tommo.- przytuliłem chłopaka, który był dzisiaj nieprzytomny.
-Nie ma sprawy.- wziął z kuchennego blatu dwie butelki wody i ruszył za Paulem.

Droga minęła nam szybko, ale na tyle wolno, bym zdążył zjeść tosty i wypić wodę. Uwielbiałem śniadania od Tomlinsona. Wiedział, co lubię, więc nie było problemu z przygotowaniem. Raz robił mi kanapki, drugi raz naleśniki… przynajmniej nie było jednego ustalonego dania.
- Jak się czujesz?- spytałem, gdy już byliśmy pod budynkiem.
-Uhm… nadal chujowo, ale lepiej, dzięki.- wymusił uśmiech. Na szczęście nie spotkaliśmy żadnych paparazzi ani fanów, co ułatwiło nam wejście do studia. Paul wjechał z nami na dziesiąte piętro wieżowca. Właśnie mieliśmy wchodzić do pokoju Simona, jednak złapaliśmy go przy schodach, rozmawiał z jakąś kobietą.
-O! Chłopcy, dobrze, że was widzę. Dzięki, Paul za podwiezienie ich.- mężczyzna uśmiechnął się do ochroniarza i ustał pomiędzy nami.- W zasadzie to nie ja chciałem się z wami spotkać…- zaczął. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Gdyby to było coś pomiędzy nami, chciałby spotkać się z całym zespołem, Paulowi pozwoliłby zostać, i nie mówiłby, że to nie on chce z nami rozmawiać.
-Więc kto?- mruknął Louis.
-Richard.
-Nie.- jęknąłem.- Wraz z Harrym, prawda?- mruknąłem, zakładając ramiona na pierś.
-Nie dąsaj się, Harry.- Simon zaprowadził nas pod jeden z pokoi. Nacisnął klamkę i w trójkę znaleźliśmy się w przestrzennym pomieszczeniu. To tutaj odbywały się wszystkie spotkania, konferencje na temat naszych koncertów, wywiadów czy innych wyjazdów. Spojrzałem na duże okno, które pokazywało widok na cały Londyn. Starszy, łysiejący mężczyzna w garniturze stał tyłem do nas i rozmawiał przez telefon. Drugiego zaś nie widziałem, ale byłem pewny, że zaraz się zjawi. Richard zakończył połączenie i odwrócił się do nas.
-Och, witaj, Simon.- uśmiechnął się i podał mu dłoń.- Harry i Louis.- mruknął.- Wejdźcie.- zaprosił nas głębiej.- Nie będziesz nam potrzebny, Simon.- jak zwykle oschle i stanowczo. Wujek Simon po wypuszczeniu powietrza z ust, opuścił salę i zamknął za sobą drzwi. Ustałem blisko Louisa, widząc zmieszanie na jego twarzy.- Usiądźcie.- wskazał dłonią na długi stół z czarnymi, skórzanymi fotelami.- Napijecie się czegoś?- spytał, jednak zanim odpowiedzieliśmy, on sam zdecydował.- Woda dla Louisa i sok pomarańczowy dla Harry’ego.- mruknął pod nosem, nalewając w wysokie szklanki napoje. Podał nam je pod nos i usiadł naprzeciwko. Wziął z końca stołu laptopa i wystukał coś na klawiaturze.- Louis Tomlinson i Harry Styles.- skinął głową, odrywając wzrok znad komputera.- Dobrze. Chyba nieźle wczoraj zabalowaliście, prawda?- zdjął z nosa prostokątne okulary i końcówkę zausznika wsadził do buzi, gryząc ją.
-Czemu pytasz?- spytał niepewnie Loueh.
-Tak po prostu.- wzruszył ramionami. Upiłem łyk soku, kiedy usłyszałem otwierające się drzwi.
-Wybacz, Richard za spóźnienie. W recepcji mieli mały problem.
-Jasne, nie tłumacz się. Siadaj, właśnie zacząłem rozmowę z chłopakami.
-Naprawdę?- zaciekawił się Harry. Nie wiem za jakie grzechy on ma takie imię. Nie pasuje do niego i już. Starszy, łysiejący blond mężczyzna powinien się nazywać co najwyżej Steve albo Peter, ale nie Harry! Ludzie, proszę… Tak czy owak, Magee, bo tak miał na nazwisko, zajął miejsce obok swojego kolegi i przejął laptopa firmy Apple. Ten także wystukał coś na klawiaturze i zwrócił ekran w naszą stronę.- Patrzcie.- mężczyzna włączył nam kilkunasto sekundowy filmik i patrzył na naszą reakcję.
Kurwa! Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłem. Ja i Louis. Louis i ja. Na imprezie. Wczorajszej. Kurwa! Krótki filmik nagrany telefonem komórkowym przedstawiał nas jak się całujemy. Ja pierdole, gorzej być już nie mogło. Spojrzałem na tytuł Louis Tomlinson and Harry Styles kissing. Schowałem twarz w dłoniach, bojąc się reakcji Richarda i Harry’ego. Bałem się też spojrzeć na Louisa. Byłem pewny, że nic nie pamięta. Tak szczerze, nie powiedziałbym mu o tym, co się stało. Przecież słyszałem, że nie chce robić mi nadziei, a gdybym mu o tym przypomniał, miałby wyrzuty sumienia, a tego nie lubiłem. Zresztą, co tu więcej gadać, pieprzony Modest! Gdyby nie oni, nic by się nie wydało, przynajmniej do czasu, bo fani odkryliby ten filmik.
-A teraz powiedzcie mi… co to, do kurwy nędzy, ma znaczyć.- głos Richarda był opanowany, ale czułem, że chce mnie rozszarpać na strzępy.
-Harry?- delikatny głos Louisa sprawił, że moje serce rozpadło się na milion kawałeczków. Był pełen obawy, poczucia winy… jakby to było przeze mnie. Odsłoniłem twarz i dopiłem do końca napój.- Co to ma znaczyć?- wyszeptał.
-Louis, ja…
-Wiecie, niby nie widać waszych twarzy, bo… jesteście nad sobą pochyleni, ale widać rozpoznawalne włosy Stylesa. Zresztą…- tym razem to Harry mówił. Był taki sam jak Richard.- Komentarze pod tym filmikiem mówią same za siebie.- zerknął na ekran, po czym mówił dalej.- To Larry! Wszędzie poznam te loczki!- zacytował jeden z komentarzy.- Albo Omg, wczoraj widziałam cały zespół pod tym klubem! Wiem, to są schody, które prowadza do wyjścia ewakuacyjnego. Jezu, to nie może być zbieg okoliczności.-dokończył.- To są dwa najpopularniejsze. A teraz słucham, co macie nam do powiedzenia?- obserwowałem ich twarze, ale nic nie mogłem z nich wyczytać. Były tak dobrze zamaskowane.
-Ja…- zacząłem się jąkać.- Ja nie wiem, naprawdę. To Louis wtedy…
-Harry?- mój przyjaciel spojrzał na mnie.- Harry, jak to Louis wtedy?! O co tu, do chuja pana, chodzi?! Wybaczcie, ale ja nic nie pamiętam z tamtego wieczoru. Wypiłem wtedy dwie butelki wódki.- mruknął niepewnie.
-Wiemy, fani was widzieli na ławce.- Magee mlasnął, mrużąc oczy.
-Harry, odpowiedz!- Tommo uniósł głos. Czułem się zakłopotany. Dwóch dorosłych mężczyzn chciało mnie w tej chwili zamordować, a mój najlepszy przyjaciel zachowuje się tak, jakby to była moja wina. Nienawidziłem wtedy całego świata.
-Louis, cholera jasna.- jęknąłem.- To nie jest moja wina. Pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczoru?
-Jedynie to, że kupiłem dwie flaszki wódki i chyba obydwie opróżniłem, ale co ma to do drugiego?!- chłopak coraz bardziej się niecierpliwił.
-Kiedy piłeś drugą flaszkę, Zayn powiedział, że mam wyrwać laskę, która stała sama przy barze.- wpuściłem do ust powietrze, jednak szybko je wypuściłem.- Nie miałem na to ochoty, ale zgodziłem się. Zatańczyliśmy jeden taniec, gdy wróciłem do was, siedziałeś obrażony na cały świat i ruszyłeś na schody. Kiedy zniknąłeś, poszedłem za tobą, nie chciałem, żeby coś ci się stało. Podszedłem do ciebie, zacząłeś mnie osądzać, że tańczyłem z nią, jakbym chciał ją przelecieć, że nie zatańczyłem z tobą.- westchnąłem, przypominając sobie sytuację sprzed kilku godzin.- Zapaliliśmy wtedy papierosy, pożyczyłem je od Zayna… położyłem głowę na twoich kolanach, a ty…- przegryzłem wargę, zastanawiając się nad doborem słów.-… ty po prostu mnie pocałowałeś.- wyszeptałem.
-O mój Boże…- jęknął Tommo, krzyżując ręce na stole, po czym wsadził pomiędzy nimi a klatkę piersiową głowę. Spojrzałem na Richarda i Harry’ego, myśleli nas czymś bardzo intensywnie, jednak po chwili Richard zabrał głos.
-Jesteście obydwoje cholernie głupi. Nie rozumiecie, gdy się mówi do was zero związków homoseksualnych czy biseksualnych w boy bandzie?!
-Richard, tu nie ma żadnego związku! Jesteśmy przyjaciółmi.- syknąłem.
-Zamknij się, Styles.- warknął Griffiths. Wstał z miejsca i oparł dłonie o blat stołu.- Jesteście popieprzeni. Nie pomyśleliście, że teraz wszystkie media będą skupiały się znowu na was?! Robicie to wszystko specjalnie, prawda? Nie liczycie się z tym, że w zespole jest pięć członków, a nie dwoje, czyż nie?
-Richard!- wrzasnął Loueh. Wiedziałem, że to się nie skończy za dobrze. Louis był skłonny do kłótni, a już szczególnie z ludźmi, którzy pracowali w Modest! Nie zwracał uwagi czy był to Richard, magazynier czy recepcjonistka. Sądził, że wszyscy są ze sobą w zmowie i każdy z nich czyha na pieniądze, które my, One Direction zarabiamy.- Do ciebie nie dociera to, że byłem pijany?! Nie wiedziałem, co robię! To jasne, że gdybym nic nie wypił, nie pocałowałbym go! Głupi nie jestem.- syknął.
-Gówno nas to obchodzi. Stało się, Tomlinson. Pocałowałeś go, gdyby filmik nie wyciekł, dałbym was spokój, ale zobacz! Czarno na białym! Świadkowie są!- krzyknął Harry.
-Jakie czarno na białym?! O co wam, kurwa, chodzi?! Widać nasze twarze?! Nie! To wy jesteście popieprzeni!
-Nie tym tonem, Louis!- syknął Richard. Ja siedziałem i obserwowałem każdy ich ruch, to nie było na moje nerwy, modliłem się o to, żeby ta „rozmowa” zakończyła się w natychmiastowym tempie.- Nie pamiętasz, co ci mówiliśmy kilka miesięcy temu?- mężczyzna zmrużył oczy, zniżając swój ton. Chłopak otworzył usta, ale nic nie powiedział. Nie miałem pojęcia, o czym oni mówią, nie przypominam sobie żadnej rozmowy na nasz temat.- Co? Nie powiedziałeś swojemu chłopakowi?
-Jezu, zamknij się!- krzyknął.- Mówiłem, ale to wy nie rozumiecie, że to była moja pieprzona wina. Moja i alkoholu!
-Louis? O czym mi mówiłeś?- mruknąłem, łapiąc go za łokieć. Chłopak pokręcił jedynie głową, nie odpowiadając.
-Skoro mu mówiłeś, czemu on nie wie, o co chodzi?- zapytał cwaniacko Harry.
-Bo mu mówiłem! Tylko nie wspomniałem o…
-…o tym, że to ja kazałem mu przekazać? Widzę, że jesteś sprytny. Jednak nie jesteś taki głupi, Tomlinson.- dopowiedział.
-Louis, o co chodzi?!- byłem coraz bardziej niecierpliwy.
-Nic takiego, Curly.- westchnął.
-Twój chłoptaś…- zaczął Harry.
-Nie jestem jego chłopakiem!- poprawił go, po czym mężczyzna wywrócił oczami.
-Twój przyjaciel kilka miesięcy temu spotkał się z nami, prosiłem go.- westchnął cicho.- Na przełomie maja, czerwca zaczęły pojawiać się wasze zdjęcia… z koncertu, tajemnicze uśmieszki, przytulanie… cokolwiek. Fani zaczęli pieprzyć o tym całym Larrym, a mnie z Richardem krew zalewała. Poprosiliśmy któregoś dnia Louisa, by delikatnie przekazał ci to, żebyście ograniczyli swoje uśmieszki, spojrzenia i to wszystko. Żeby nikt tego nie dostrzegał.- przerwał na moment i odszedł od stołu.- Loueh nie jest taki głupi. Widzisz, Styles? On się o ciebie martwi, a mnie się niedobrze robi.- pokiwał głową.- Nie wspomniał ci jednak, że to ja prosiłem, by ci to powiedział.
-Kurwa! Możecie mi powiedzieć prosto z mostu, o co wam chodzi?!
-Harry.- jęknął Louis. Spojrzałem na niego.- Zostawmy nasze prywatne i osobiste sprawy pomiędzy czterema ścianami.- zacytował swoje słowa.- Mówi ci to coś?
-Tak, ale…
-Słuchaj. Spotkałem się z nimi któregoś dnia. Powiedzieli mi o tym całym zamieszaniu…
-Czyli co? Powiedziałeś to, bo oni ci kazali, tak?- mruknąłem zdezorientowany. Chłopak pokiwał twierdząco głową.
-Wytłumaczycie to sobie w domu, jeszcze jedna sprawa. Najważniejsza.- Magee ustał przy oknie z założonymi ramionami na piersi.
-Co jeszcze?- syknął Tommo.
-Więc tak… macie tydzień na wyjaśnienie tego gówna. Ta sprawa ma się wyjaśnić, nie mam pojęcia, jak to zrobicie.- oblizał usta.
-A jeśli nie?- mruknąłem.
-Jeśli nie, nie będziecie mieszkali razem.- odpowiedział Richard.
-Co?!- krzyknęliśmy jednocześnie.
-No co? Robimy to, byście nie stracili swoich wizerunków, do tego mamy prawo.- mruknął. Louis prychnął jedynie.
-To wszystko?- syknął.
-Tak, możecie iść. Do zobaczenia, chłopcy. Pamiętajcie, co mówiliśmy.- Richard posłał nam wymuszony uśmiech. Tommo wstał i z wielkim trzaśnięciem drzwi, opuścił pokój. Przełknąłem ślinę i pożegnałem się z mężczyznami.
Kiedy wyszedłem z pokoju, rozejrzałem się po korytarzu, jednak bruneta nigdzie nie było. Najwidoczniej zdążył już zjechać windą, ruszyłem powolnym krokiem do schodów. Miałem ochotę iść teraz na jakieś odludzie, przemyśleć to, a przede wszystkim być sam.

Louis’ POV

Zupełnie tego nie rozumiałem! Do jasnej cholery, co oni mogli nam zrobić?! Gówno. Myślą, że jak pracują w tej zasranej firmie, to mogą wszystko. Nienawidziłem ich z całego serca, mimo tego, że to im zawdzięczamy w połowie sukces. Bez przesady, żeby ingerować w nasze życie. Dobra, ten pocałunek naprawdę był przypadkiem! Byłem pijany, nie kontrolowałem sobą, ale skąd miałem wiedzieć, że oprócz nas jest jeszcze ktoś i filmuje to jak się wymieniamy śliną?! Nieważne, spróbuję o tym nie myśleć.
-Gdzie Harry, Louis?- spytał Paul, kiedy byłem już na parterze.
-Nie wiem.- syknąłem.- Zawieziesz mnie do domu?
-Jeśli tylko przyjdzie Harry.
-A nie możesz zadzwonić do Prestona, żeby tu przyjechał?- mruknąłem.
-Pokłóciliście się?
-A czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Właśnie.- usiadłem na czarnym, skórzanym fotelu.
-Dobra. Niech ci będzie, zadzwonię do niego.- mężczyzna wyjął z kieszeni telefon i zaczął wystukiwać numer na ekranie.

Harry’s POV

Zeskoczyłem z ostatniego schodka i skręciłem w prawą stronę, kierując się do recepcji. Kiedy byłem już przy blacie, rozejrzałem się po hallu i spojrzałem na dwie znajome postacie. Podszedłem do nich bez entuzjazmu.
-Cześć.- westchnąłem, siadając na parapecie.
-Hej.- odpowiedział sucho Lou.
-Paul? Możecie jechać beze mnie, chcę się przejść.
-Właśnie dzwoni do Prestona. On się tobą zajmie.- wytłumaczył Loueh.
-Uhm… wolałbym iść sam, naprawdę.- westchnąłem cicho. Tommo wzruszył ramionami, rozkładając się na fotelu.

-Za ile będziesz w domu?- spytał Louis, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.- Chyba powinniśmy pogadać.
-Uhm, nie wiem. Mamy godzinę trzynastą… postaram się być na piętnastą. Chcesz coś ze Starbucks’a?
-Mrożoną kawę.- odpowiedział.- Do zobaczenia.
-Cześć.- pożegnałem się, machając do Paula. Ruszyłem wraz z Prestonem do jego Land Rovera, który stał po drugiej stronie ulicy. Na szczęście żaden fan ani fotograf mnie nie zatrzymał, więc szybko znalazłem się w środku.
-Gdzie chcesz jechać, Harry?

-Och…- zamyśliłem się na chwilę.- Sam nie wiem. Zawieź mnie do Liama.- mruknąłem, zapinając pas. Preston ruszył z piskiem opon, powodując u mnie uderzenie czołem o oparcie jego siedzenia.- Dzięki.- zaśmiałem się, masując głowę. 
***

Trzeci rozdział gotowy. Cieszę się, że opowiadanie wam sie podoba. Miło, że pomimo zero obserwatorów, mam już kilka czytelników. Kocham was ♥